Nie wiesz, kiedy i jak to się stało.
Stopniowo, niezauważalnie, latami zabrnęłaś w relację z kimś, kogo nie znasz…
To już nie jest Twój idealny, charyzmatyczny partner. Maska opadła. Nagle dostrzegasz twarz emocjonalnego przemocowca. Twarz psychofaga.
I wtedy próbujesz się z tego wyrwać. Musisz się wyrwać, bo niebawem zostanie z Ciebie rozmontowany psychicznie wrak człowieka.
Zaczyna się nierówna walka zdrowego rozsądku z chorymi emocjami.
Czujesz, jakbyś miała dwie głowy, mówiące różnymi językami i przekrzykujące się nawzajem, a Ty nie wiesz, której z nich masz usłuchać.



Dzień świstaka


W zdrowych warunkach oznaką czyjejś władzy jest to, że może coś zbudować.

Jerzy Mellibruda


Przeznaczenie zazwyczaj czeka tuż za rogiem. Jakby było kieszonkowcem, dziwką albo sprzedawcą losów na loterię: to jego najczęstsze wcielenia. Do drzwi naszego domu nigdy nie zapuka. Trzeba za nim ruszyć.

Carlos Ruiz Zafon



Zastanawiałyście się kiedyś, do czego nam są potrzebne marzenia? Otóż wg mnie marzenia to odpowiedź na pytanie: jaka i kim chciałabym być, jak chciałabym, żeby wyglądało moje życie może w wariancie idealnym, a może zwyczajnie - za rok, pięć lat itd.? Pragnienie chyba jest dzieckiem marzenia, z tą jednak różnicą, że zawiera znacznie większą dozę realizmu i obietnicę spełnienia.


No tak. Ja wiem. Z marzeniami Wam teraz nie po drodze. Ich generowanie wydaje się Wam pozbawione sensu. Nie dziwota. Zostałyście z nich odarte, jak się odziera ze skóry cielaka. Najpierw Was „podtuczono” (pozwolono Wam w pewien konkretny kształt marzeń wierzyć), a potem z wprawą rzeźnika, żywcem oskórowano. Więc po co znów się bawić w marzenia, skoro przyjemność budowania na nich okazała się destrukcyjna i bolesna? A może po to, żeby WRESZCIE zrozumieć, że tylko my możemy być i autorem, i reżyserem naszych marzeń. Możemy, co prawda, do uczestnictwa w nich zaprosić jakiegoś scenografa (albo same dać się zaprosić na wizytę w czyimś świecie), ale nasze marzenia mają być NASZE i nie musimy nikomu zawdzięczać ich realizacji. 


Dopóki nie nauczymy się korzystać z dobrodziejstw marzenia jako podpowiedzi tego, w jakim kierunku mamy się udać, dopóty będziemy codziennie rano budziły się jak  Bill Murray w "Dniu świstaka", w tej samej niechcianej scenerii w dniu, w którym wszystko jest powtarzalne (zgorzknienie, samotność, płycizna emocjonalna). Oglądały  "Dzień Świstaka"? Jak nie, to nie będę streszczać, bo to TRZEBA mieć obejrzane. No normalnie MUS. Powiem tylko tyle, że to film o stopniowej transformacji debila w człowieka. Samorozwój, jako gwarant uczłowieczenia. Ale najpierw był impuls - świat zatrzymał się w miejscu i NIE MA JUTRA. Przypomina Wam to coś?


Po każdym życiowym przełomie dostajemy kolejną szansę na stanie się ulepszoną wersją samej siebie. To są właśnie te momenty, których nie powinnyśmy przegapić, bo może w nich kryje się wskazówka, jak pokierować swoimi cząstkowymi pragnieniami, żeby sięgnąć marzeń. Łatwo tę szansę pogrzebać pod stosem samooskarżeń, pomstowania na los i pecha. Są dwa warianty: albo to spieprzymy i niedosłyszymy podpowiedzi, a na starość napiszemy list pożegnalny do kota i się powiesimy, albo spenetrujemy swoje wnętrze i zewnętrze w poszukiwaniu potencjału i rzutem na taśmę wymienimy w życiu więcej niż jeden wadliwy element, żeby żyć długo i zajebiście.


Nasi pocieszyciele w dramatycznych sytuacjach doradzają nam: „Zajmij się sobą”. Niby fakt i pięknie dziękujemy, ale w TYM momencie my nie mamy narzędzi, do odnalezienia albo odgrzebania pogrzebanych (zapomnianych, nieodkrytych) pasji i sprofanowanych marzeń. Tak się składa, że właśnie wypchnięto nas z 15-go piętra wieżowca i spadamy z ogromnym przyspieszeniem, więc fanaberie w postaci marzeń jakoś nam nie przychodzą do głowy, która lada moment rozkwasi się na chodniku. Na początku próbujemy zebrać na szufelkę naszą psychikę, a gdzie nam jeszcze do pasji?! Potem znów zamieniamy się w KOKONY. Zapadamy się w sobie, próbując sobie odpowiedzieć na tysiąc pytań, na które nie ma odpowiedzi (te dotyczące panów-pomyłek) i kolejny tysiąc, na które bezwzględnie powinnyśmy poszukać odpowiedzi (te dotyczące NAS SAMYCH). Etap takiej pozornej zapaści, to niezmiernie pożyteczny okres. Witamy w dojrzewalni! 


Wiecie, co pomaga zarówno zmierzyć się z dramatem, jak i wyjść z niego z podniesioną głową, a raczej wyfrunąć jak motyl z kokonu? CEL I PASJA. Nie znam lepszego antidotum na zakończone cierpieniem życie z człowiekiem-pomyłką. Zapomnijcie o starym oklepanym powiedzeniu, że cierpienie uszlachetnia. To, że ta stara prawda, to tzw. gówno-prawda uświadomiła mi Walkiria. Cierpienie, jeśli się z niego nie otrząsnąć jak najszybciej i jak należy powoduje nieodwracalne zmiany. Na gorsze. W tym układzie bardzo przyda się i cel, i pasja. A może nawet misja?


Pasji może być mnóstwo, a Ty nie musisz się ograniczać do jednej. To nie muszą być od razu rzeczy wielkie, międzyplanetarne loty ani przemiana w Matkę Teresę. Na początek to mogą być czasoumilacze, potem coś, co zwyczajnie robicie z zapałem, jakiś emocjonalny odgromnik, albo hobby, i może ono dopiero przemieni się w pasję. Kilka przykładów? Służę:


baloniarstwo, renowacja mebli, pole dance, kolekcjonowanie porcelanowych lalek, kuchnia mołdawska, nauka hiszpańskiego, nurkowanie, tańce latynoamerykańskie, hippika, haft richelieu, muzyka dawna, gra na oryginalnym instrumencie, łucznictwo, poi, squash, squash, squash, filozofie wschodu, fotografia micro albo piktorialna, pisarstwo (książka s-f, poezja barokowa, blog erotyczny), ciekawe miejsca w Twoim mieście i jego historia, magiczne sztuczki, wolontariat przy ratowaniu maltretowanych koni lub bezpańskich psów, slow food,  przycinanie drzewek bonsai, podróże do orientu, strzelectwo, fitness, ceramika (czyli lepienie krzywych kubków, w których co prawda nie da się wypić herbaty, ale mogą stać na półce jako pomnik pokonanego nieszczęścia), zdobywanie masywów górskich, kolekcjonowanie butów i torebek, metaloplastyka, agility, stawianie tarota, rysowanie mangi, robienie własnej biżuterii, zwiedzanie bunkrów (zamków, twierdz i klasztorów), zastosowanie erotycznych gadżetów, ratownictwo medyczne, projektowanie ciuchów albo wnętrz, hodowla czegoś (czegokolwiek)… sky is the limit, moje drogie. Nie stawiajcie sobie żadnych ograniczeń i skorzystajcie z porady Steve'a Jobsa: Think different. Myśl inaczej. Inaczej niż wszyscy, inaczej, niż same do tej pory o sobie myślałyście, i inaczej, niż myślał o Was świat .


A głównie, jak mówi Kiki: TERAZ ZRÓB WSZYSTKO, CZEGO NIE ROBIŁAŚ, KIEDY ROBIŁAŚ TO, CO INNI CHCIELI.


Myli się jednak każdy, komu się zdaje, że urzeczywistnianie marzeń to łatwa robota, co to „robi się sama”. Nie, nie, nie. Nad tym też trzeba popracować. Zwłaszcza, jeśli całe życie uczono Cię, że marzenia marzeniami, a życie życiem. Zwłaszcza jeśli uczono Cię, że odpowiedzialność, obowiązek i ofiarność to wartości madrzędne. Zwłaszcza, jeśli Cię wytresowano na grzeczną dziewczynkę i dawcę.


Teraz musisz wykonać pewien wysiłek – najpierw zdrowo się wściec, potem dokonać uczciwej samooceny (założę się, że zdecydowanie nie doceniasz swoich możliwości i potencjału). Następnie trzeba włożyć w to trochę logistycznej, systemowej i SAMODZIELNEJ pracy. Musisz mieć plan i ćwiczyć marzenia jak mięsień. Bez tego wciąż i wciąż będzie budzić się, jak w "Dniu świstaka", tego samego dnia i nic nie ulegnie zmianie. Będziesz bezwładnie naginać się do każdego dupka umiejącego Cię podejść i wiedzącego, jaką (w ramach tańca godowego) bajeczką Ci przed nosem pomachać, żeby Cię zwabić, ale wcale nie po to, żeby współtworzyć wasze wspólne marzenia, tylko po to, żeby wykorzystać Ciebie do spełniania własnych. Przy takim człowieku i marzenia, i pragnienia umierają. Gorzej. On Ci je kradnie. Nie ma gorszej pustko-nudy i bardziej przerażającej samotności niż samotność i nuda w związku z człowiekiem narcystycznym, głuchym na Ciebie jak pień, zapatrzonym tylko w siebie, a przez to zepsutym do szpiku kości. Taki umie wygenerować jedynie jakieś miałkie, doraźne przyjemnostki, a wszystko, co wartościowe z PASJĄ niszczy. Tak jak Twoją psychikę.


Poćwiczmy więc odbudowywanie: marzeń, a dzięki nim Twojej psychiki, i w ślad za tym szeroko rozumianego JUTRA. Coś takiego można nazwać selfcoachingiem. Przecież już doskonale sprawdziłaś się, jako coach… swojego partnera. Pamiętasz, jaki mu robiłaś fulwypas? Pamiętasz, ile energii potrafiłaś włożyć w pomoc w kreowaniu jego wizerunku, organizowanie mu logistycznego zaplecza, zamiatanie jego problemów, robienie przyjemności, odczytywanie z jego twarzy potrzeb i oczekiwań? Pamiętasz, ile razy na głowie stawałaś, żeby mógł się samorealizować i rozwijać? Dlaczego teraz nie miałabyś zrobić tego samego DLA SIEBIE?


Do roboty, Laski. Chcecie sobie zrobić przyjemność? Wyciągnijcie po nią rękę. I WEŹCIE! 


ĆWICZENIE NR 1

Odpowiedz sobie na pytanie: Po co mi pasja?


1. Przez pasję mogę wyrazić siebie, skanalizować swój ból, potem uzewnętrznić pojawiającą się radość i harmonię.

2. Kobieta z pasją, to kobieta wolna – zawsze ma dokąd odejść i nie jest Zeligiem upodabniającym się do kolejnych partnerów albo otoczenia.

3. Kobieta z pasją, to kobieta z poczuciem bezpieczeństwa – sama stwarza sobie swoje światy. Nikt jej nie musi ich dostarczać, ani zastępować.

4. Ludzie z pasją przyciągają innych ludzi z pasją. I to ludzi bardzo ciekawych i nietuzinkowych.

5. Ludzie, którzy aktywnie poszukują pasji mierzą się z własnymi myślami ograniczającymi i lękami. Dopóki grasz – wygrywasz. No risk – no fun.


Dopisz własne.



ĆWICZENIE NR 2

Budowanie pasji - metoda odkrywkowa


1. Wypisz na kartce wszystkie swoje umiejętności. Robisz coś lepiej od innych? Nawet jeśli oglądasz filmy częściej i z zwiększą wnikliwością od innych, to też może być zalążek pasji.


2. Ktoś Cię za coś chwali? Popytaj wśród znajomych i rodziny. Może oni dostrzegają w Tobie jakieś uzdolnienia, które Ty ignorujesz, jako normalne i nieciekawe, a wcale takie nie są.


3. A może właśnie Twoi znajomi mają jakieś pasje, o których nie wspominali, a mogliby Cię nimi zarazić. Nie wstydź się pytać.

4. Robiłaś w dzieciństwie coś, co Cię wciągało na długie godziny i dziś mogłabyś to odtworzyć w bardziej zaawansowanej wersji? Właśnie w dzieciństwie ujawniają się nasze najfajniejsze talenty, ale potem są częstokroć tłumione, „zawieruszają się” w dorosłej codzienności.


5. Coś Cię w stopniu nadzwyczajnym ekscytuje albo wzrusza? Zawsze płaczesz na koncertach muzyki organowej? Może warto zainteresować się jej historią, największymi kompozytorami i stać się znawcą tematu?


6. Jakiego typu książki, czasopisma, blogi, strony internetowe lubisz czytać? Czy ma to związek z jakimś konkretnym tematem, dziedziną nauki albo kultury?


7. Jaka tematyka porusza Cię najbardziej na co dzień? Polityka, działalność jakichś konkretnych ruchów społecznych, fundacji charytatywnych? Może powinnaś stać się ich częścią? Może na Twoją inwencję czekają?


8. Próbowałaś kiedyś wyrazić siebie poprzez malarstwo, rzeźbę, decoupage, malowanie na szkle lub jedwabiu? Wiesz, że możesz zaskoczyć samą siebie, kiedy powiesisz na ścianie oprawny w piękne ramy swój własny batik?


9. Cały czas próbuj nowych rzeczy, poszukuj bezpłatnych szkoleń, pozwól się zaprosić znajomym na pokazy łucznictwa i daj się zaintrygować.


10. Pomyśl, czy nie ma jakichś czynności, w trakcie wykonywania których czas leciał szybciej niż zwykle, a Ty po ich zakończeniu byłaś bardziej odprężona i usatysfakcjonowana albo wręcz spełniona.


11. A może poszukiwania pasji ułatwi Ci odpowiedź na pytanie: czym bym się zajęła, gdyby okazało się, że mam przed sobą tylko rok życia? Czy przez ten rok leżałabyś na kanapie bezmyślnie przerzucając kanały TV?

12. Daj sobie spokój z powtarzaniem „eee, to głupie, to mi się z pewnością nie uda, nie spodoba”. Może się nie spodoba albo nie uda, ale nie możesz tego wiedzieć, dopóki nie spróbujesz. Zachowawcze myślenie prowadzi tylko do wtórności i inercji, czyli czegoś, co robi z Ciebie przeciętniarę, którą przecież nie jesteś.


13. Dużo, dużo, dużo czytaj. W książkach jest mnóstwo podpowiedzi. Nie bez kozery mówi się, że człowiek ma tyle żyć, ile książek przeczytał. Można w nich znaleźć również pomysł na własną przyszłość. Poza wszystkim, czytanie to też pasja. 


14. Nie dawaj się zbić z pantałyku znajomym, którzy na wieść o Twojej pasji krzywo się uśmiechają albo rzucają jakieś idiotyczne komentarze. To oni mają problem, a nie Ty. Zazdroszczą Ci.


15. Szukaj, nie po to, żeby zaimponować światu. Szukaj, żeby zaimponować samej sobie.



ĆWICZENIE NR 3

Budowanie siebie – metoda na podglądactwo


Weź do ręki kartkę i wypisz ile się da kobiet, które Ci imponują, a obok nich cechy, które składają się na Twoją fascynację ich osobą.


Jakiś problem? Czyżbyś do tej pory podziwiała tylko mężczyzn? No to teraz poszukaj, rozejrzyj się. Rodzina, koleżanki, przyjaciółki, kobiety ze świata polityki, kultury i sztuki?


Podam własne przykłady na rozgrzewkę. Rozpoznawanie własnej tożsamości w innych kobietach i dążność do  doskonalenia w sobie cech, które inne panie już opanowały do perfekcji, to wspaniały sposób na ukształtowanie siebie jako osobowości a nie tylko osoby.


Nie namawiam, żebyście robiły z siebie zlepek cudzych cech. To tak jak z wystrojem wnętrza, kiedy wykańczasz mieszkanie. Wiesz mniej więcej, o co Ci chodzi, ale potrzebujesz podpatrzeć, jakie rozwiązania zostały zastosowane u innych, albo pooglądać aranżacje wnętrz w kolorowych gazetach i w pewnym momencie bingo! Trafiasz na to, czego szukałaś i co wyraża Ciebie najlepiej. To nie ma być bezmyślne naśladownictwo, tylko poszukiwanie cząstek siebie w innych.


Oto Majowy Panteon. Każda z tych kobiet imponuje mi czymś innym:


Mama – nieustająca dążność do pogłębiania wiedzy w KAŻDEJ dziedzinie, chodząca encyklopedia i dociekliwość; obudzona w środku nocy pomagała rozwikłać każdą zagadkę z zakresu literatury, gramatyki, ortografii, fizyki i matematyki, muzyki poważnej, polityki i filmu; brakuje mi tych telefonów do niej…


Ciocia Jagoda – niebywałe wyczucie estetyki i zdolności manualne przekładające się na tworzenie cudeniek; życiowa mądrość, pogoda ducha, opanowanie, ale kiedy trzeba pokazanie intruzowi jego miejsca; w swoim mężu, a moim wujku, aż do jego śmierci wzbudzała czułość i podziw;


Kaśka – przenikliwość z pogranicza szamaństwa, inteligencja emocjonalna z pogranicza telepatii, niedościgniony wzór „napisania siebie od nowa”; żywy dowód na to, że ojca-psychofaga żerującego na psychice córki można wyciągnąć ze swojego życia jak kleszcza, podobnie jak partnera-psychofaga, przykład tego, że można być jednocześnie piękną i zadbaną mamą trójki dzieci, intrygującą żoną, empatyczną przyjaciółką i kobietą biznesu;


Monika – niezgoda na niesprawiedliwość, wszelkie objawy szowinizmu, wola walki porównywalna z życiorysem Czingis Chana, niebywałe połączenie kruchości i mocy;


Dorotka – bezgraniczna empatia, cierpliwość, zdrowy rozsądek i zaszyty w mózgu „czosnek” na wampiry;


Lidzia – ciepła, mądra, potrafi WSZYSTKO powiedzieć tak, że najmarniejszy robak czuje się człowiekiem przez wielkie C, żyje w zgodzie ze swoimi wartościami, cierpliwie czekała na człowieka, który pasuje do niej jak Jing pasuje do Jang, przed jedenastu laty bałam się jej, dziś podziwiam;


Faworytka i Marcysia – za to, że się ze swoim uzależnieniem nie pieprzą tylko mówią o nim szczerze, na głos i całą prawdę, drążą temat - biorą byka za rogi i jak upadają, to mówią „upadam” a nie „ziemia się na mnie rzuciła!” Niesamowita determinacja, że o niebanalnej urodzie i inteligencji obu nie wspomnę;


Alice Walker – bunt ma we krwi, pierwsza Afroamerykanka z nagrodą Pulitzera, głosi niepopularne poglądy, a im bardziej jest za nie ganiona, tym głośniej je głosi, nie bacząc nawet na ataki Ku Klux Klanu;


Virginia Woolf – mimo załamań nerwowych spowodowanych wczesnym osieroceniem i seksualnym wykorzystywaniem w dzieciństwie stworzyła jeden ze najwspanialszych kawałków literatury światowej i była najbardziej rozpoznawalną postacią swoich czasów;


Isabel Allende – kolejna wspaniała pisarka i wspaniała kobieta. Łączy życie społeczne, ideologiczne pasje i pisarstwo. Jej książki to żywy język, żywe postaci i magia;


Annie Leibovitz – wg mnie największa fotograficzka świata; żyła w wielu krajach, uprawiała wiele zawodów,  stworzyła niedościgniony kanon portretu (ach ten Leonardo DiCaprio z łabędziem!), miała odwagę żyć po swojemu;


Małgorzata Braunek – niesamowity przykład na to, że nie ma rzeczy niemożliwych w temacie „całkowita odmiana i zwrot o 180 stopni w kierunku siebie”;


Beata Tyszkiewicz – całkowity dystans do siebie i świata, ma poglądy i wypowiada je w sposób naturalny i pozbawiony pozy; jej dialog z Iloną Adamską powinna sobie wymalować na suficie nad łóżkiem każda kobieta:


I.A.: Jak wygląda Beata Tyszkiewicz, kiedy jest wkurzona?
B.T.: Nie ma takiej Beaty. Nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi.

I.A.: Nic nie jest w stanie popsuć pani dobrego humoru?
B.T.: Chyba tylko pewnego rodzaju bezczelność i tupet osoby, którą uważaliśmy za kogoś, kim zupełnie nie jest. Mój humor ulega pogorszeniu tylko w momencie, gdy się na kimś zawiodę.


Audrey Hepburn – cudownie radosna istota (mimo przeżytej nędzy, głodu i choroby), piękna i utalentowana kobieta, która wiedziała, kiedy płaszcz w kinowej szatni jest przedostatni, żeby później wypełnić swoje życie misją; jej elegancja (zwłaszcza mała czarna od Givenchy w „Śniadaniu”) jest moim niedoścignionym wzorem; skromna choć szykowna, wielka choć drobna.


Kayah – pełna ekspresji, poszukująca, utalentowana, jej poetyka „wrosła” we mnie po „Kamieniu” i jej tłumaczeniach dla Bregovica; niezłomnie walczyła o swoje prawo do miejsca na polskiej estradzie; mimo początkowych niepowodzeń ciągle wierzyła w siebie;


Krystyna Janda – im starsza tym wytrawniejsza;


Izabela Jaruga-Nowacka – klasa polityczna sama w sobie, brakuje mi jej spokojnego, rzeczowego głosu na firmamencie; odnosiłam wrażenie, że łączenie roli matki i żony z rolą zaangażowanego polityka przychodzi jej z łatwością, choć z pewnością tak nie było, ale ona nie jęczała tylko z dystyngowaniem robiła swoje na każdym froncie;


Nadine Labaki – chyba nie znam lepszego kobiecego kina niż jej „Karmel” i „Dokąd teraz?”, odważna kobieta rodem z kultury, która nie promuje przebojowości u kobiet;


J.K. Rowling - kopalnia pomysłów, wytrwałość, ten sam dzień urodzin, co mój i jak ja - filolog;


Barbarella - to dla niej powstał Internet i pojęcie bloga; język jak brzytew, myśl jak perszing, spostrzegawczość kamery skonstruowanej przez NASA, używa "słów" jak dobry rolnik nawozu - we właściwych proporcjach i nie wykropkowuje ich (jak się wkurwia to jest wkurwiona i już), żelazna konsekwencja w utrzymaniu bloga i to zdanie: Trudno, jedni kradną w sklepach, bo nie mogą się opanować, ja piszę. Inaczej bym się udusiła.
Że nie wspomnę o speszyl prodżekt Lejdis.


Co mam w swoim worku?


- w pełni ukształtowana, twórcza kobieta z zasadami,

- żyje tak jak chce, ale nie marnuje tlenu na kuli ziemskiej - coś po niej zostaje,

- ma wysokie poczucie etyki i estetyki wyrażające się w kreacji, poglądach, odżegnaniu od tandety,

- nie daje sobą manipulować i sama nie kombinuje,

- ciągle się rozwija i nie popada w stagnację,

- jej samoocena nie zależy od niczyich osądów, a jej byt nie zależy od niczyich finansów,

- zrywa ze schematami,

- jest multifunkcjonalna i barwna,

- otacza się godnymi i ciekawymi ludźmi,

- konsekwentna i spójna w tym co mówi i robi,

- posługuje się mową jak wytrawny kucharz nożem,

- odważna i kiedy uznaje za stosowne – zbuntowana,

- otwarcie kwestionuje przejawy głupoty, niesprawiedliwości i zakłamania,

- ma aktywne, abstrakcyjne poczucie humoru a nie prymitywną „zabawowość”,

- kultywuje kwestie zadbania i urody bez względu na wiek,

- jak tylko pojawia się w grupie osób, to bezwiednie i bez wysiłku nasyca sobą otoczenie, nie jest płotką, której się wydaje, że cwaniactwem, pozą albo idiotyczną czupurnością można zaimponować światu...


… a wszystkie są niezależnymi, niepokornymi dziewczynkami. Nie muszą się wybijać. ONE SĄ. Wyciągają rękę po to, na co mają ochotę, robią to z klasą, gracją i zdecydowaniem. I BIORĄ.


A teraz kartka i długopis do ręki i zrób własny casting.


***


Wiecie co to jest Ain Eingarp? (Nie, nie zwariowałam i nie gadam po kosmicku tylko znów odwołuję się do „Harrego Pottera”). Ain Eingarp to nazwa ogromnego, pięknego zwierciadła o magicznych właściwościach. Przeczytajcie jego nazwę jeszcze raz, tylko wspak. Pra-gnie-nia. To lustro odbijało nie rzeczywistość tylko pragnienia osoby w nim się przeglądającej. Bogactwo, sława, postaci kochających nas a nieobecnych już bliskich. Ludzie oczarowani tym, co w nim zobaczyli często popadali w szaleństwo i nie mogli przestać w nie gapić. Ale najszczęśliwsi byli ci, którzy widzieli w nim… tylko własne odbicie. Spełnieni i ukształtowani ludzie widzą w takim zwierciadle SIEBIE.


Wyciągnijcie rękę, Dziewczyny...