Autor:
Małgorzata
Osipczuk
Źródło:
www.psychotekst.pl
Z autorką
książki "Moje dwie głowy"
i bloga pod
tym samym tytułem, Mają Friedrich, rozmawia psychoterapeutka Małgorzata Osipczuk
Jeśli tylko
posiadasz coś cennego, co mogłoby zainteresować "łowcę cudzych
zasobów" - nie czuj się bezpiecznie. Psychopaci polują tuż obok, na nas.
Sprawiają dobre wrażenie, bez trudu pozyskują zaufanie i bezpardonowo je
sprzeniewierzają. Możesz ich spotkać w pracy, w rodzinie, wśród znajomych i
nowo poznanych. Tylko część spośród nich to przestępcy czy brutalne osiłki.
Większość żyje wśród nas, nie wzbudzając podejrzeń. I mogłoby Cię to nie
obchodzić, ot, jedno z wielu zjawisk tego świata, zarezerwowanych dla
znawców tematu. Ale co, jeśli jeden z nich weźmie sobie Ciebie na swój widelec
i uzna, że potrzebuje właśnie takiej, jak Ty, partnerki?
Jeśli już
żyjesz w bolesnym, krzywdzącym Cię związku, to w książce "Moje dwie głowy" Mai Friedrich
nie znajdziesz pomysłu na to, jak sprawić, by partner lepiej Cię traktował.
Autorka bezlitośnie odziera ze złudzeń potencjalne czytelniczki, które
liczą na jakiś magiczny lub specjalistyczny sposób na "odtrucie" ich toksycznego,
zdeprawowanego partnera. Recepta jest krótka: "UCIEKAJ! Byle do
przodu!", choć jak się okazuje nie tak łatwa do zrealizowania. Jednak
możliwa - na podstawie własnego doświadczenia i przetrawienia "tony"
fachowej literatury Maja daje nie tylko nadzieję na powodzenie takiej zdrowej
ucieczki, ale też i cały wachlarz przećwiczonych na samej sobie bardzo
życiowych, zaskakująco konkretnych wskazówek. To nie ckliwy amerykański
poradnik, pełen trywialnych sloganów - to zestaw survivalowy, opracowany własnym
potem i łzami. Przy okazji fantastyczna śmiechoterapia.
Małgorzata Osipczuk:
Maju,
pogadajmy o rdzeniu książki, czyli o Twoim doświadczeniu. "Z toksycznego
związku nie da się WYJŚĆ. Z toksycznego związku się UCIEKA. Cała filozofia
polega na tym, żeby UCIEKAĆ DO PRZODU" - cytuję podtytuł Twojej książki i
motto Twojego bloga. A Tobie mogła się przydarzyć ucieczka "do tyłu"?
Maja
Friedrich: Oczywiście. Przecież mi
się przydarzała. Na przestrzeni wielu miesięcy cofałam się za każdym razem,
kiedy dawałam się przekonać mojemu byłemu partnerowi, że wszystko, co się w tym
związku wydarzyło to "nic takiego, nic wielkiego". Za każdym razem,
jak dawałam się nabrać na kolejne przysięgi, obietnice i "miodowe
miesiące", po których następowała intensyfikacja jego emocjonalnej
agresji, kolejnych kłamstw i poniżeń - cofałam się. Tych
charakterystycznych dla związku z toksykiem huśtawek i sinusoid przeżyłam
wiele. Tak rozchwiana emocjonalnie kobieta podejmując decyzję o ucieczce
jeszcze długo nie może mieć pewności, jaki numer wywiną jej własne emocje,
które ciągle próbują kolaborować ze światem czczych deklaracji przemocowego
partnera i uzależniły się już nawet na poziomie chemicznym od takiego
rollercoastera. Nie jestem lepsza od innych ofiar przemocy, a przecież nie udaje
się uciec do przodu ogromnej rzeszy kobiet uwikłanych w takie relacje silniej
niż byłam ja: wieloletnie związki, dzieci, zależność finansowa.
Małgorzata Osipczuk:
To,
o czym piszesz na blogu i w książce można by podciągnąć pod różne terminy, jak
np.: toksyczne związki, kobiety, które kochają za bardzo (KKZB), przemoc
emocjonalna, współuzależnienie, życie z osobą z zaburzeniami osobowości, życie
z psychopatą, relacja sprawca-ofiara. Które z tych terminów najbardziej do
Ciebie przemówiły, gdy zaczęłaś dla siebie szukać ratunku, tkwiąc jeszcze po
uszy w związku z krzywdzącym Cię partnerem? Nie gubiłaś się w tym bogatym
nazewnictwie?
Maja
Friedrich: Na początku tak. W
miarę jednak tego, jak osoba będąca w przemocowym związku szuka odpowiedzi na
pytanie: "co tu się, do cholery, działo?", te terminy zaczynają się
układać jak puzzle w spójny obrazek, bo tak naprawdę te zjawiska wynikają z
siebie i są w związku przyczynowo-skutkowym. Dziewczynki wywodzące się z domu,
gdzie królowało współuzależnienie, wyrastają na kobiety kochające za bardzo,
mające większą skłonność do wchodzenia w związki z osobnikami zaburzonymi
emocjonalnie. Ci znów mają na nie ustawiony swój radar. To z kolei prowadzi do
powstania relacji ofiara-sprawca i kółko się zamyka. Kiedyś, na początku tej
drogi, te słowa-klucze nie mówiły mi nic. Były hasłami zbliżonymi do kręgów
istot nieradzących sobie ze swoim życiem, niezaradnych, podporządkowanych
emocjonalnie, czyli kogoś, z kim ja absolutnie się nie utożsamiałam. To była
nie moja bajka. Ja byłam ta Maja-Zaradna, Maja-Buldożer, Maja-Przenikliwa,
która nigdy nie da się nabrać na charyzmatyczne gierki, błyskawicznie
rozszyfruje każdą manipulację i nie da się uwikłać emocjonalnie i finansowo w
związek z patologicznym kłamcą. "Mnie to nie dotyczy" - tak myśli
duża część kobiet, które pozostają w takich związkach.
Małgorzata Osipczuk:
Skąd
Twoje upodobanie do słowa PSYCHOFAG?
Maja
Friedrich: Ta nomenklatura to nie
upodobanie, tylko laicka konieczność. PSYCHOFAG to zapożyczenie ze strony
specjalnego projektu badawczego Quantum
Future Group i odnosi się do psychopatów. U mnie psychofag zyskuje nieco
inne, zbiorowe znaczenie i przyznaję, że na swój sposób "psychofaga"
polubiłam i czuję się matką chrzestną tego terminu użytego w kontekście
przemocowych związków. Kobiecie żyjącej z kimś, kto ją sukcesywnie wykańcza,
obraża, zdradza, a jednocześnie stosuje całą gamę technik na przyciąganie, jest
naprawdę wszystko jedno, czy jej partner zostałby zdiagnozowany jako narcyz,
mizogin, socjopata, borderline, czy seksoholik. Taka kobieta nie może stawiać
diagnoz, może jednak pewne rzeczy u swojego partnera zidentyfikować i bronić
się. Ja, na potrzeby bloga, książki i komunikacji z innymi kobietami dotkniętymi
życiem z partnerami o różnych zaburzeniach emocjonalnych, musiałam przyjąć
jakieś w miarę czytelne, zbiorcze określenie sprawcy. Jeśli w związku z kimś
takim, to my jesteśmy szeroko pojętym DAWCĄ, a partner BIORCĄ, jeśli ten
związek nas degraduje psychicznie i fizycznie, a partner w tym samym czasie
kwitnie - nie pozostaje nic innego, jak porównanie takiej relacji do
związku pasożytniczego: karmiciel i pasożyt. PSYCHE - dusza, FAG - pasożyt.
Małgorzata Osipczuk:
Czy
ludzie z Twojego bliskiego otoczenia dostrzegali oznaki tego, że "coś jest
nie tak"? Że cierpisz a partner jest tego przyczyną? Czy dawali o tym
znać?
Maja
Friedrich: Zaledwie jedna
przyjaciółka natychmiast rozszyfrowała jego zachowania. Oczywiście bardzo
szybko mojemu byłemu partnerowi udało się mnie przekonać, że ona jest
nieodpowiednim dla mnie towarzystwem. Mój opór nie trwał długo. Chwała jej, bo
wytrwała przy mnie bez względu na jego desant, a po jego zakończeniu mnie
reanimowała. Z czasem takich "nieodpowiednich" przyjaciół i znajomych
okazywało się w moim otoczeniu coraz więcej. Sukcesywnie moje wcześniejsze
kontakty z ludźmi zostały zredukowane do niezbędnego minimum: najbliższej
rodziny i koleżanek z pracy. To dla nich przeznaczone były rzadkie acz
sugestywne spektakle: On-Uroczy, On-Ujmujący, On-Kochający. Sama w nich chętnie
grałam, bo były ostatnimi wysepkami mojej iluzji tego - onegdaj jakże
romantycznego - związku. Gdy "publiczność" znikała z oczu,
charyzmatyczny teatrzyk się zamykał. Zostawał chłodny, wycofany, agresywny człowiek
i zdezorientowana ja. Wtedy jednak skoczyłabym do oczu każdemu, kto
próbowałby mi powiedzieć, że coś tu nie gra.
Małgorzata Osipczuk:
Teraz,
z perspektywy czasu, własnych doświadczeń i własnej pracy nad tematem - jak
sądzisz, co i jak warto powiedzieć kobiecie uwikłanej w związek z psychofagiem?
Jak być dla takiej osoby użytecznym wsparciem?
Maja
Friedrich: To jest właśnie dramat
każdej z tych, które ten etap zamknęły, dopracowały się wniosków i tej swoistej
postpsychofażej mądrości i... nie znajdują sposobu, na przekazanie podstawowego
pakietu informacji komuś, kto tkwi w takiej relacji. Opór materii jest
niebywały. Zdaje się, że każda ofiara przemocy, dowolnej przemocy, najpierw
sama musi dojść do określonego punktu granicznego (czyli sięgnąć swojego
własnego dna i granic psychicznej wytrzymałości) i dopiero w tym punkcie
otwiera się w niej gotowość na zaakceptowanie pewnych oczywistych oczywistości.
Nie ma takich słów, a nawet przykładów, które mogłyby ją do tego skłonić
wcześniej. Przy takiej kobiecie można jedynie trwać w gotowości i czekać aż ten
moment wreszcie nastąpi. Trzeba się też liczyć z tym, że może nie nastąpić
nigdy.
Małgorzata Osipczuk:
Ale
Maju chwileczkę, przecież sama opracowałaś obszerną listę tzw. czerwonych
lampek ostrzegawczych - zachowań partnera będących swoistym ostrzeżeniem i
zapowiedzią poważnych kłopotów, które wystąpią w związku z osobą tak się
prezentującą na wstępie. Założyłam więc, że Twoją intencją jest profilaktyka -
edukowanie kobiet ZANIM uwikłają się w toksyczny związek. Teraz mówisz o
konieczności sięgnięcia dna przez ofiarę przemocy. Napisałaś też, cyt.
"dorosłam do myśli, że tak naprawdę nikogo nie da się ostrzec". To
bardzo pesymistyczne założenie. Liczę na to, że Twoja książka może być pewną
psychoprofilaktyką, porcją wiedzy, która pozwoli potencjalnym ofiarom uchronić
się przed wejściem w destrukcyjny dla nich związek, albo pomoże wywikłać się z
niego na wczesnym etapie strat.
Maja
Friedrich: Nie wierzę w
profilaktykę i w uchronienie kogokolwiek przed wejściem w przemocowy związek
mimo ostrzeżeń. Ba! Nie wierzę nawet, że można otworzyć oczy komuś, kto w takim
związku już tkwi, ale nie osiągnął stanu gotowości, żeby zdać sobie sprawę z
charakteru tej relacji i rozpocząć odwrót. Wierzę jednak, że można pomóc tym,
które zaczynają dostrzegać pewne niezdrowe prawidłowości w swoim związku,
łączyć w logiczną całość pewne fakty, zachowania partnera, swój stan, reakcje
dzieci i rodziny, niepokojące sygnały z zewnątrz. W tym momencie przeczytanie,
"Głów" czy innej
pozycji z literatury, z której ja korzystałam i wymieniłam w książce, może
ułatwić podejmowanie decyzji.
Małgorzata Osipczuk: Obyś nie
miała racji odmawiając swojej książce walorów profilaktycznych. :-) W każdym
razie ja obiecuję eksperymentować i polecać ją tym klientom, którzy gotowi są
na biblioterapię. Myślę bowiem, że jest spora grupa kobiet i mężczyzn, którzy w
spadku po trudnej przeszłości rodzinnej otrzymali "pakiet IDEALNEGO DAWCY
w bliskich relacjach", co naraża ich na stanie się potencjalną
"zdobyczą" psychofaga i praca w psychoterapii może uczulić na taką
możliwość, dać wiedzę uwrażliwiającą na to ryzyko.
Czyli Twoim zdaniem kobiety spotkawszy osobę o
psychopatycznym rysie osobowości, która weźmie je na celownik, skazane są na
przebycie trudnej drogi w kierunku dna i dopiero dotkliwe cierpienie osobiste
daje im szansę na od-wikłanie się?
Maja
Friedrich: Czy wszystkie kobiety?
Nie wydaje mi się. Nie znam na ten temat statystyk, ale jednakowoż są typy
osobowości, które może nie tyle same nie lgną do osób o rysie psychopatycznym,
ile nie są ich grupą docelową. Za dużo z nimi kłopotów .:-) Może są zbyt
wymagające, może zbyt przenikliwe, może wykazują ograniczone zaufanie do pozostałych
"użytkowników ruchu drogowego". Dość, że nie wywołują zainteresowania
takich mężczyzn. Takie kobiety właśnie powinnyśmy "podglądać", żeby
wypaść z grupy zainteresowania psychofagów. A fakt, że jesteśmy nosicielami
"pakietu dawcy" wcale nie oznacza, że to sobie uświadamiamy. Ja
byłam najlepszym przykładem wyparcia - byłam przekonana, że kto jak kto, ale ja
wychodząc z takiego, a nie innego dysfunkcyjnego domu, wiem już, jak żyć i kogo
omijać. Los to sobie lubi zakpić z tych, którym brak pokory. :-)
Małgorzata Osipczuk: Dr Hare
jeden z rozdziałów swojej książki "Psychopaci są wśród nas", która
dla Ciebie była również inspiracją, zatytułował "Wyłudzacze
zaufania". Często kobiety wychodząc poturbowane z destrukcyjnego związku
mówią "Chyba już nigdy nie zaufam". Znasz to poczucie? A jednak
zdarza się, że ponownie łapią się na podobny lep, ulegają urokowi kolejnego
wyłudzacza zaufania. Pewnie czytasz na swoim blogu takie historie czytelniczek?
Maja
Friedrich: Trzeba sobie zdać
sprawę z tego, jak szczególną jest trauma psychiczna po życiu z kimś, kogo
zaburzenie w głównej mierze polega na patologicznym kłamstwie, manipulacjach i
drenażu emocjonalnym. W pewnym momencie zaczynają wypływać informacje, które w
końcowym rozrachunku dowodzą, że kilka albo wiele lat żyłaś w związku, który
był jedną wielką mistyfikacją. Coś takiego potrafi skutecznie zrujnować w
kobiecie wiarę we własne zmysły, wykastrować ufność i chęć budowania
przyszłości z kimkolwiek oraz sprowadza do parteru jej poczucie własnej
wartości. Po pierwsze, taki człowiek długo nad tym pracował, ciągle partnerkę
krytykując, obrażając, zdradzając, ignorując. Po drugie, po zakończeniu takiego
związku i po zdemaskowaniu w swoich oczach partnera, kobieta żywi do siebie
samej ogromną złość, że tak długo dawała się okłamywać, kontrolować,
umniejszać, że zainwestowała najlepsze uczucia i lata w kogoś, kto od początku
nastawiony był na gospodarkę rabunkową na podstawowych płaszczyznach ich
wspólnego życia... i plan mu się udał. Gdybym dostała złotówkę za każdy raz,
kiedy słyszałam (lub sama wypowiadałam) zdanie "Jak mogłam być taka
głupia?", to rozmawiałybyśmy teraz na jakiejś miłej, ciepłej wyspie,
sącząc drinki z parasolką. Po takich przejściach częsty jest przypadek
wycofania, lęku przed ponownym zawierzeniem, bo a nuż ktoś kolejny zechce
wyłudzić nasze zaufanie.
Z drugiej
strony, kobieta ze zrujnowanym ego może zechcieć szukać potwierdzenia swojej
wartości w kolejnych związkach. Znam jednak tylko jeden w ten sposób
zrodzony związek, który przetrwał. Reszta rozpadła się, bo była de facto
kontynuacją tego poprzedniego, tyle, że z kimś innym o podobnym rysie
psychologicznym. Taka jest cena nieprzepracowania kwestii
przyczynowo-skutkowych krzywdzącej relacji.
Ucieczka Do
Przodu polega m.in. na pokonaniu
tych form zależności od innej osoby i od utwierdzania naszej wartości płynącego
z zewnątrz. To znów sprowadza się do wypracowania wyższej samooceny, a tego nie
sposób dokonać w miesiąc, czy dwa.
Małgorzata Osipczuk: Wyobraźmy
sobie taki scenariusz: Pan X, osobisty do niedawna psychofag Mai F., wkracza do
Twojego życia ponownie. Może włączmy Ślepy Los: przypadkiem spotykacie się na
jakiś wczasach. Dobre nastroje, zaleczone rany, słońce przygrzewa, endorfiny
gotowe do skoku wzwyż. On uruchamia swój wyjątkowy męski czar, w końcu ma w
zanadrzu całą skrzynkę narzędzi służących do uwiedzenia. I...?
A zaraz... może raczej na Ciebie zadziała nie tyle
osobisty urok, co na przykład jego choroba, klęska i sprzysiężenie się całego
świata przeciwko biedakowi, i sygnał "Pomóż
mi, tylko Ty wiesz jak/Ty możesz"? Jesteś pewna, że wyzwoliłaś się
spod jego uroku i władzy? Moje klientki w gabinecie często wyrażają obawę czy
były partner znów ich kiedyś nie usidli, czy osobista Siła, która w nich
wzrasta nie rozpadnie się kiedyś w pył w zetknięciu z determinacją psychofaga?
W końcu większość z nich odchodziła nie raz, jak w pułapce obrotowych drzwi:
skok na zewnątrz a za chwilę znów w środku związku - i od nowa. Masz ochotę im
coś powiedzieć?
Maja
Friedrich: Świetne pytanie! Sama
mam ochotę je zadać machającym szabelką dziewczynom, które miesiąc wcześniej
rozstały się z toksycznym partnerem i buńczucznie oświadczają, że są już po
drugiej stronie mostu. Tyle tylko, że za chwilę znów biegają po tym moście: tam
i z powrotem.
W moim
przypadku odpowiedź brzmi: mój były partner nie ma już wstępu do mojego świata
i nie ma już żadnej władzy nade mną. Co nie oznacza, że nie wywołuje emocji, że
nadal się nie wzdragam, bo to była poważna trauma. Do dziś potrafi mi się też
przyśnić, że na powrót go przyjmuję i wtedy żywię do siebie autentyczne
obrzydzenie. Tak jak palaczom na odwyku też czasem śni się, że się złamali i
zapalili. W moim przypadku długo, zbyt długo każdy scenariusz był możliwy.
Psychofagi rzeczywiście są mistrzami budowania nastroju i kamuflowania sideł. W
zależności od "celu" to będzie charyzmatyczny, swobodnie poruszający
się w "sferach" bon vivant, albo poranione, zaszczute zwierzątko,
szukające ratunku i schronienia w objęciach "Tej Jedynej". Doskonale
rozumiem szarpaninę Twoich pacjentek i ich brak zaufania do siebie samych. To
jest autentyczna wojna rozsądku z emocjami. Dwie głowy walczą, a ty nie wiesz,
po stronie której z nich masz się opowiedzieć.
Nie zapominajmy
też, że od początku uciekania, czyli od dwóch lat, obracam się w kręgach
kobiet, których historie pozwoliły mi uświadomić sobie, jak schematyczna i
przewrotna jest taktyka takich, jak on. Na blogu ja
pomagałam moim Czytelniczkom swoim pisaniem, a one mnie swoimi historiami.
Wcześniej podobną pomoc uzyskałam od dziewczyn z grupy wsparcia. Zestawienie
własnej historii z niemal identycznymi historiami innych kobiet, prześledzenie
dynamiki takich związków - to doskonała szczepionka. To właśnie czytając i
słuchając historii innych poturbowanych dziewczyn przekonywałam się, że
partnerzy z zaburzeniami emocjonalnymi są odlani z tej samej wadliwej sztancy.
Ostatecznie każda z nas chciałaby, żeby jej związek z mężczyzną był wyjątkowy,
a z psychofagiem to jest niemożliwe.
Jest bardzo
istotny element, który warto uświadamiać kobietom, które już podjęły decyzję o
zakończeniu toksycznego związku, ale nadal są emocjonalnie uzależnione od
"panów niewłaściwych". Trzeba, żeby - na ile potrafią uczciwie -
odpowiedziały sobie na pytanie, jaki był faktyczny ich stan w trakcie takiego
związku. Czy ich psychika, ciało, relacje ze znajomymi, życie zawodowe
przeżywało rozkwit, czy wręcz odwrotnie? Dla kobiet, podejmujących kolejną
nieudaną próbę zawalczenia o siebie - to właśnie zdaje się być dobrą
podpowiedzią: "Zastanów się, czy sama sobie się w tym związku podobałaś,
czy tylko próbowałaś się przypodobać komuś, kto może wcale nie był tego
wart".
Mogę też im
powiedzieć swoją ulubioną kwestię: po każdym życiowym przełomie dostajemy
kolejną szansę na stanie się ulepszoną wersją samej siebie. Trauma
postpsychofagowa związana jest z ogromnym ładunkiem emocjonalnym. Warto z niego
skorzystać jako detonatora. Na rozpaczy, złości, przerażeniu i chęci zmiany
tego stanu - można daleko zajechać. Warto jednak uprzednio wyznaczyć właściwy
kierunek.
Małgorzata Osipczuk: Jak się
teraz miewa Maju Twoje Zaufanie Do Mężczyzn?
Maja
Friedrich: Stopniowo odbudowuję
pojęcie mężczyzna. Zaufanie zapewne pojawi się w ślad za tym. :-)
Małgorzata Osipczuk:
Z
jakich narzędzi korzystałaś w swojej walce o siebie? Czy była w tym psychoterapia?
Maja
Friedrich: Podstawowe narzędzie,
to kategoryczne odcięcie się od przemocowego partnera - zasada ZERO KONTAKTU.
Uważam też, że kobiety, które oprócz elementów przemocy, odnotowują
powtarzające się fakty świadczące o nieuczciwości partnera powinny albo
natychmiast od niego odejść i zakończyć wszelkie więzi formalno-prawne, albo
(jeśli nadal mają wątpliwości) gruntownie zbadać jego przeszłość. Tu
chodzi o ich bezpieczeństwo i nie ma w tym nic wstydliwego. Ratunkiem dla mnie
okazała się wiedza faktograficzna na temat tego człowieka. Po rozstaniu z nim
wypływały kolejne oburzające fakty, jednoznacznie potwierdzające, kim był. Dziś
zwyczajnie wstydzę się swojego z nim związku i po rozstaniu zadbałam o to, żeby
nigdzie jego nazwisko nie figurowało obok mojego.
Oprócz
powyższego, w książce, w
rozdziale "Uciekaj albo walcz" zawarłam 22 przećwiczone na własnym
żywym organizmie wskazówki, ale i tak w decydujących momentach każda kobieta
musi sobie sama wypracować własny zestaw survivalowy. Trudno tu streścić
wszystkie, ale osobiście za najpotężniejszy oręż uznaję samoświadomość i
wiedzę. Nie przypominam sobie, żebym taką ilość literatury pochłonęła nawet
podczas studiów (filologicznych!). Uważam, że każdej partnerce zaburzonego
emocjonalnie człowieka na początek potrzebna jest podstawowa wiedza o
schematach jego działania - właśnie po to, żeby wyłapać pewne prawidłowości i
móc się przed tym bronić. Jak ugramy trochę czasu, odizolujemy się od jego
ataków i trochę się uspokoimy, to pora na kolejny szczebelek - samopoznanie.
I to jest dopiero fajna zabawa. Poznawanie własnych preferencji, priorytetów,
ograniczeń, dysfunkcji, tego co nam się NAPRAWDĘ podoba i tego co NAPRAWDĘ nie
lubimy. I tu dostrzegam rolę dobrze poprowadzonej terapii.
Niestety ale, z
całym szacunkiem dla Ciebie, Małgosiu, i Twojego środowiska zawodowego, na
kobiety po takich związkach czyha mnóstwo pułapek. Wbrew pozorom bardzo trudno
jest trafić na naprawdę dobrego terapeutę, który na "dzień dobry" nie
walnie rozmontowanej emocjonalnie kobiecie: "Kiedy w związku pojawia
się problem, to winne są obie strony". To jest to samo, co robił sam
psychofag: pozbawianie kobiety wiary we własny zdrowy osąd przemocowej sytuacji
i wpędzanie nas, w i tak już rozdmuchane, poczucie winy. Ja miałam dużo
szczęścia w doborze pomocy terapeutycznej.
Małgorzata Osipczuk: Wtrącę Ci
się w zdanie Maju, korzystając z okazji uczulę na kwestię odpowiedzialnego
wyboru specjalisty do współpracy psychoterapeutycznej. Psychoterapeuta, który
ma pomóc osobie poturbowanej przez przemoc (emocjonalną i każdą inną) powinien
zdobyć szlify w temacie przemocy. Bo jeśli z przemocą ma do czynienia - nie
może być neutralny i wielostronniczy. Przemoc jasno definiuje rozdział
odpowiedzialności i winy na partnerów. To jest kwestia wykształcenia i
doświadczenia terapeuty, o które warto pytać na etapie wybierania specjalisty.
Maja
Friedrich: Święte słowa! Tak samo
jak nie ma jednego lekarza od wszystkich bolączek ciała, tak samo nie ma
jednego terapeuty od wszystkich bolączek psychiki. Dlatego jestem zdania, że
ofiary przemocy powinny szukać terapeuty tak samo, jak się szuka, powiedzmy,
kardiologa po odbytym zawale - świadomie, wypytując znajomych o skuteczność,
szukając opinii w Internecie. Powinny też działać dwutorowo - żadne szkoły nic
nie dadzą, jeśli nie uczymy się samodzielnie w domu. Nie można się w całości
zdać tylko na pomoc terapeuty. Trzeba nad sobą pracować i poszukiwać
technik, które w tandemie z psychoterapią dadzą pożądany rezultat.
W moim
przypadku, nie mam co do tego wątpliwości, spisanie "Głów", a potem założenie bloga zadziałało,
jak swoista autoterapia. Ja bez tego pisania na bank zarobiłabym psychiczną
implozję, więc wolałam eksplodować blogiem i książką.
Małgorzata Osipczuk:
Zatytułowałaś
blog i książkę "Moje dwie głowy". Ta koncepcja "dwóch głów",
dwóch części JA, dialogujących ze sobą, współpracujących ze sobą lub
niesłuchających się - wydaje mi się bardzo użyteczna jako punkt wyjścia do
zawalczenia o siebie. Racjonalność kontra Emocjonalność. Dwóch niezwykle
silnych i mądrych pracowników w Twojej firmie "JA". Udaje Ci się
sztuka zarządzania tym zespołem?
Maja
Friedrich: Dziś już łatwiej, choć
jest to strasznie niesforny zespół. Większość swojego życia byłam osobą bardzo
emocjonalną i pierwsze skrzypce należały właśnie do emocji. Rozsądek co najwyżej
zmiatał stłuczkę w wyniku tego powstałą. To nie był dialog tylko rządy
autorytarne. Zmiana układu sił jednak musiała nastąpić po tak ewidentnej
pomyłce głowy emocjonalnej. Najgorszy był moment mniej więcej dwa lata temu,
kiedy borykałam się z podjęciem decyzji o zakończeniu związku. To jest
dramatyczny okres dla każdej kobiety w takiej sytuacji. Walczysz jednocześnie z
obsesją toksyka grającego na twoich emocjach i ze sobą samą. Jedna głowa widzi,
jak wielkie zniszczenia powoduje taka relacja, druga głowa z uporem maniaka
odgrzewa kotleta marzeń i iluzji. I tak non stop, 24 na 7.
Tytuł "Moje dwie głowy" jest więc
wyraźnym sygnałem, o kim tu będzie mowa. Nie o sprawcy, tylko o ofierze. O jej
powolnym wchodzeniu w świat obłędu, a potem o jej drodze wychodzenia z
wyniszczającego układu, o jej potknięciach i powstaniach, rozterkach i stanach
emocjonalnych. Psychofag jest tu istotną składową, ale zaledwie w charakterze
"bohatera drugiego planu". Trudno bowiem opowiedzieć o zjawisku i
mechanizmach przemocy całkowicie pomijając udział sprawcy.
Literatura
anglojęzyczna obfituje w książki - wspomnienia partnerek narcyzów, socjopatów,
borderów, alkoholików. Zaskakujące jednak jest to, że w większości przypadków
już same tytuły sugerują: ta książka jest o tym panu. Fragmenty
"Głów" wiszące w innych miejscach miały dla odróżnienia od mojego
własnego bloga tytuł roboczy "Psychofag w moim sercu". Wycofałam się
z tego, kiedy zdałam sobie sprawę, że przecież raz w życiu już nadałam temu
człowiekowi niezasłużoną rangę. Nie widziałam powodu, żeby robić to
ponownie i to we własnej książce. Że już nie wspomnę o tym, jak potwornie
tandetny był to tytuł. :-) Nawet jak na tytuł roboczy.
Małgorzata Osipczuk: Co jest
Twoim zyskiem po związku pełnym strat? Włożyłaś sporo wysiłku najpierw w
odwikłanie się z destrukcyjnej relacji, potem w zawalczenie o swoje potrzeby, w
końcu w prowadzenie bloga, napisanie i wydanie książki - jaki jest bilans na
teraz?
Maja Friedrich: To kolejny rozdział z książki: "Profity
neofity". Doliczyłam się ich dziewięciu, ale skupię się na tym
najważniejszym. Jest nim zaufanie do siebie. To wielki komfort polegać na sobie
samej, swojej intuicji, wewnętrznym głosie i swoich decyzjach. Decyzjach
przedyskutowanych tym razem przez obie głowy na zasadach równości.
Koniec
związku z psychofagiem, to początek związku ze sobą. To wtedy identyfikuje się wartości, które mają
dla nas tak naprawdę znaczenie. Dziś, po przepracowaniu tego, co się w moim
życiu wydarzało, sama nie wiem, jak mogłam pozytywnie odpowiedzieć na
"ofertę" kogoś takiego, jak psychofag. NLP-iarska paplanina o
wyidealizowanej miłości, kiczowate hipnotyzerstwo niepoparte żadnym realnym
działaniem na rzecz związku i moich potrzeb, zapalająca wszystkie czerwone
lampki przeszłość, pogłębiające się i nieodwzajemnione żerowanie na moim
czasie, zaangażowaniu i wsparciu. Słowo, które teraz przychodzi mi na myśl po
odrobieniu zadania "psychofag" to WSPÓŁMIERNOŚĆ. Dziś, w
każdej relacji - macierzyńskiej, damsko-męskiej, przyjacielskiej, zawodowej
-bacznie przyglądam się występowaniu tego czynnika. Zaczęłam rozsądnie
dozować siebie.:-) To nie rodzi frustracji i pozwala szybko wyłapać
krzywdzącą relację. Jest uczciwe wobec innych i wobec mnie samej.
Małgorzata Osipczuk: Czy
mężczyźni też mają po co czytać Twoją książkę? Czy to przesłanie zarezerwowane
tylko dla kobiet?
Maja
Friedrich: W ślad za fachowcami
jestem przekonana, że zaburzenia osobowości nie mają płci. Spotkanie na swojej
drodze kogoś, kogo życiowym zadaniem jest wyrachowane wykorzystanie i
skrzywdzenie maksymalnej ilości ludzi, może się przydarzyć każdemu.
Wstrząs i dramat jest ten sam, niezależnie od tego, czy przytrafiło się to
kobiecie, mężczyźnie, w związku hetero-, czy homoseksualnym, w domu, czy w
pracy.
To, że kobiety
ze swoim dramatem chętniej się ujawniają, również w takich miejscach jak mój
blog? No cóż. Zapewne jest tak, że społeczeństwo daje nam więcej przyzwolenia
na bycie ofiarą przemocy. Mężczyznom niejako "mniej wypada" wpadać w
sidła własnych emocji, sterowanych przez zręczne manipulantki, pasożyty
emocjonalne żeńskiej płci. Zapewne panowie dla niepoznaki nazywają ten typ
relacji jakoś inaczej i stąd wydaje się, że doświadczanie przemocy emocjonalnej
zarezerwowane jest tylko dla kobiet. Jednak psychiki nie da się oszukać i każdy
w sytuacji wiktymizacji poszukuje wsparcia, wskazówek, poczucia, że nie on
jeden tak ma. Myślę, że bardziej lub mniej otwarcie panowie również sięgną po
"Głowy".
Zupełnie nie
wiem, jak proces odwikływania się wygląda u mężczyzn. Piszę o kobiecie i dla
kobiet, bo w 99% przypadków to one są zauważalne w miejscach, w których się
mówi o przemocy: stowarzyszenia, grupy wsparcia, fora, blogi, akcje społeczne.
Mężczyzn tam nie uświadczysz. Wiem jednak, że pojawiają się u psychoterapeutów.
Zapewne w zaciszu gabinetu, indywidualnie łatwiej im zdjąć to społeczne
ograniczenie, że "Chłopaki nie płaczą".
Panowie, jakby
co, umówmy się, że kupujecie tę książkę dla fikcyjnej siostry żyjącej w
przemocowym związku.
Małgorzata Osipczuk:
A
nie obawiasz się Maju posądzenia o mizoandrię (nienawiść lub silne uprzedzenie
w stosunku do mężczyzn)?
Maja
Friedrich: Nie. Nie obawiam się
żadnych posądzaczy. Udało mi się już wyzwolić z genu wasala i z imperatywu
podobania się całemu światu. Ja wiem, co działo się w moim życiu i wiem, jaki
jest mój stosunek do mężczyzn (zwłaszcza jako matki jednego z nich), a jeśli
ktoś ma jakieś błędne domniemania, to nie jest mój problem. Z książki jasno
wynika, że nie dolega mi żadna inna postać uprzedzenia oprócz uprzedzenia do
intencjonalnego krzywdzenia innych dla własnej frajdy. Przecież nie obrażę
się na wszystkich mężczyzn przez jednego psychofaga! No heloł! :-) Oprócz tego
jestem w takim wieku i w tej szczęśliwej sytuacji życiowej, że mówienie źle o
wszystkich panach nie wchodzi w rachubę. Zostawiam to paniom, które już nie
mają planów związanych z męskim światem. Ja z nim mam jeszcze coś do
załatwienia. :-)
Małgorzata Osipczuk: A propos
syna... Jak on zapatruje się na pomysł wydania książki, która dotyka też części
jego historii życia?
Maja
Friedrich: Często się
zastanawiałam, czy gdyby nie syn, to udałoby mi się wyrwać z tej relacji w
równie szybkim tempie. Sama pochodzę z domu, który był podporządkowany pijackim
cyklom alkoholika. Mojego ojczyma. Mama, będąc kobietą współuzależnioną
(podobnie jak kiedyś jej własna matka), nigdy nie zdecydowała się na odejście
od rujnującego jej i moją psychikę człowieka. Mimo moich próśb. To jest rzecz,
którą własnej matce trudno jest wybaczyć. Człowiek, któremu obie chciałyśmy
ufać, zamienił 20 lat naszego życia w piekło, a ona stawiała swój lęk
separacyjny i strach przed samotnością ponad krzywdę psychiczną swojego
dziecka. W moim związku z psychofagiem nastał taki moment, kiedy skala emocji
wywoływanych przez jego zdrady, kłamstwa, manipulowanie mną i dzieckiem
sięgnęła zenitu, a ja nadal wpuszczałam go do swojego życia na kolejny
"okres próbny", po którym wychodziłam jeszcze bardziej przerażona
skalą jego perfidii, poniżona i wycieńczona.
I pewnego razu,
po kilku miesiącach takich jazd, mój wówczas 14-letni syn, który patrzył na
powolną moralną śmierć swojej matki, poprosił: "Mamo, nie schodź się
z nim więcej. Chcesz, żeby nas znów oszukał?" Wtedy stanęły mi
przed oczami wszystkie takie same sceny i moje rozmowy z mamą. Kubeł zimnej
wody. Nie mogłam tego samego zrobić mojemu dziecku. Ucieczka nie nastąpiła od
razu, ale to już była kwestia czasu. Syn bardzo mnie wspierał w całym procesie,
kibicował, chociaż i on przecież też rozstawał się z własnymi iluzjami.
W temacie bloga, książki, wszystkich moich znajomości z tych kręgów się wywodzących ma pełną orientację. Z satysfakcją i nawet dumą oceniał okładkę książki, interesował się procesem wydawniczym, zawiłościami technicznymi prowadzenia bloga. Jednak w naszym domu na ten temat już co do zasady się nie mówi. Nie widzę powodu, żeby go tą tematyką przeciążać. To, co widział i tak powoduje, że na te tematy wie więcej niż niejeden jego równolatek. Wydaje mi się, że najważniejszą lekcję z tego wszystkiego zaczerpnął: wie, że jego mama szanuje jego zdanie i nie pozwoli obcemu, zdemoralizowanemu człowiekowi zniszczyć NASZEGO WSPÓLNEGO życia. Zobaczył też na własne oczy, że jeśli związek cię wyniszcza, to można w sobie znaleźć siły, żeby z niego zrezygnować i życie toczy się dalej a nawet lepiej. Może też kiedyś sam nie zechce okłamywać żadnej kobiety, bo widział, jak strasznym dramatem kończy się to dla całej rodziny. Życie pokaże. Póki co, jest pogodnym, otwartym nastolatkiem ze swoimi pasjami, a ja mam świadomość, że zdołałam przerwać łańcuch wielopokoleniowej zależności od toksyka i dałam mojemu dziecku szansę, której mnie kiedyś nie dano.
W temacie bloga, książki, wszystkich moich znajomości z tych kręgów się wywodzących ma pełną orientację. Z satysfakcją i nawet dumą oceniał okładkę książki, interesował się procesem wydawniczym, zawiłościami technicznymi prowadzenia bloga. Jednak w naszym domu na ten temat już co do zasady się nie mówi. Nie widzę powodu, żeby go tą tematyką przeciążać. To, co widział i tak powoduje, że na te tematy wie więcej niż niejeden jego równolatek. Wydaje mi się, że najważniejszą lekcję z tego wszystkiego zaczerpnął: wie, że jego mama szanuje jego zdanie i nie pozwoli obcemu, zdemoralizowanemu człowiekowi zniszczyć NASZEGO WSPÓLNEGO życia. Zobaczył też na własne oczy, że jeśli związek cię wyniszcza, to można w sobie znaleźć siły, żeby z niego zrezygnować i życie toczy się dalej a nawet lepiej. Może też kiedyś sam nie zechce okłamywać żadnej kobiety, bo widział, jak strasznym dramatem kończy się to dla całej rodziny. Życie pokaże. Póki co, jest pogodnym, otwartym nastolatkiem ze swoimi pasjami, a ja mam świadomość, że zdołałam przerwać łańcuch wielopokoleniowej zależności od toksyka i dałam mojemu dziecku szansę, której mnie kiedyś nie dano.
Małgorzata Osipczuk: Najpierw
poznałam Twojego bloga, Maju. Intrygowało mnie, że na forum portalu,
którym się opiekuję, co chwila któraś z kobiet polecała go innym. Odnalazłam na
stronach internetowych przynajmniej kilkanaście zapewnień o kupnie Twojej
książki, mimo, że nikt jej jeszcze w ręku nie miał. Masz wierne czytelniczki,
które odliczają dni do premiery. A tymczasem polskie wydawnictwa nie chciały
wziąć "Moich
dwóch głów" pod swoje skrzydła...
Maja
Friedrich: Powiedzieć Ci na ucho
prawdę? Kiepsko się starałam. :-) :-) :-) Rzeczywiście rozesłałam
"Głowy" do wydawnictw, ale w czasach, kiedy na e-maile redakcji wpada
tysiące nowych i bardziej chwytliwych niż przemoc emocjonalna propozycji
wydawniczych, podobno należy poprzeć swoją książkę wizytą i to nie jedną.
Zwyczajnie nie miałam na to czasu. Jedno wydawnictwo odpowiedziało jednak na
mój e-mail, dwa kolejne zgłosiły się do mnie nie indagowane. Jedno z nich
chciało brać na pniu, ale miało problem z tym, że nie jestem fachowcem -
psychologiem, psychiatrą. Według mnie, nie ma jednak lepszego speca w temacie
przemocy niż uświadomiona ofiara po przejściach. Wydawnictwa widzą to jednak
inaczej - zupełnie jakbym bez "pieczątki" specjalisty nie miała prawa
ani czuć tego, co czułam, ani dochodzić do tych wniosków, do których doszłam.
Wydawnictwo wyraziło zainteresowanie, ale pod warunkiem zmiany formatu
"Głów" w kierunku beletrystyki. W pradawnych czasach, mój nieaktywny
już dziś gen wasala zgodziłby się na wszystko "tylko mnie weźcie".
Teraz już nie. Uparłam na tę swoją gatunkowo zmiksowaną postać
"Głów". Zachęcona ilością wejść na mojego bloga, poparciem
przyjaciół, rodziny i jednak zainteresowaniem owych, dość poważnych wydawnictw,
postanowiłam nie iść na kompromisy tylko wydać to tak, jak ja chcę. Byłam w tej
sytuacji, co moje Czytelniczki i wiem, co do nich może trafić, będę więc przy
tym obstawać. Generalnie jednak dla wydawnictw sam temat jest
"nierokujący" i mało opłacalny. I ponoć też niszowy, z czym
absolutnie się nie mogę zgodzić, ale jestem w stanie zrozumieć wydawnictwa.
To ostatecznie nie są organizacje non profit. Oni wydają dla pewnego zysku
finansowego. Ja chcę wydać książkę dla innego rodzaju zysku - dla przyjemności
uczestniczenia w "podaj dalej", choć nie bez finansowego ryzyka. No
cóż: no risk - no fun. :-) Faktem jednak jest, że brak w naszym kraju
organizacji dofinansowujących tego typu wydawnictwa i mamy płody w postaci
wybitnie niskiej "przeciwprzemocowej" świadomości. Tu jest jeszcze
dużo do zrobienia.
Małgorzata Osipczuk: Jestem pod
wrażeniem wspaniałej okładki autorstwa Tomasza Alena Kopery - maczałaś w tym
palce? Miałaś jakiś wpływ na jej koncepcję?
Maja
Friedrich: Na myśl o tej okładce
uśmiecham się do siebie. Jestem miłośniczką surrealizmu. Te obrazy są jak sny
i oglądając je odpoczywam. Kiedyś podczas swoich wycieczek po Internecie w
poszukiwaniu kolejnych surrealistycznych perełek natknęłam się na obraz pana
Tomasza "Awakening" ("Przebudzenie") i ten obraz już
nie chciał mi wyjść z głowy. Jakiekolwiek inne obrazy, grafiki, zdjęcia później
"przymierzałam" do okładki, ciągle miały podstawową wadę - nie były
"Przebudzeniem" Tomasza Alena Kopery. Pewnego dnia postanowiłam
napisać do pana Tomasza i w odpowiedzi otrzymałam przemiły e-mail ze zgodą na
wykorzystanie obrazu na okładkę. Pan Tomasz poszedł o krok dalej niż mogłam
mieć nadzieję: do celów pierwszej, pilotażowej edycji użyczył praw do obrazu
bezpłatnie.
Małgorzata Osipczuk: Zadaję
sobie pytanie - jak to możliwe, że przy czytaniu książki na tak poważny temat
wciąż wybuchałam śmiechem? Zatrzymało mnie to. Spróbowałam sobie wizualizować
Maję Piszącą, jak siedzisz przy laptopie i przekształcasz swoje myśli w słowa
na ekranie. Piszesz o rzeczach, do których niejedna kobieta nie przyznałaby
się, raczej ze wstydu zamilkła - a Ty relacjonujesz niechlubny kawałek swojego
życia bezpośrednio, bez woalu. A jednak z ogromną swadą i poczuciem humoru.
Wiele określeń, metafor pozwoliłam sobie zapożyczyć na przyszły użytek i za nie
dziękuję.
Ale powiedz, czy Ty Maju bawiłaś się setnie przy
pisaniu tej jakże odsłaniającej Cię książki, podobnie jak ja momentami przy jej
czytaniu? Czy raczej bliżej Ci było do pokutniczego żalu, smutku związanego z
bilansowaniem siebie? A może pisałaś w zawrotnym tempie napędzana adrenaliną
wyzłaszczając się ostatecznie na osobistego - jakiś czas temu Twojego -
psychofaga? Albo była to emocjonalnie jeszcze inna przygoda?
Maja
Friedrich: Przygoda to się zaczęła
dopiero, kiedy w mojej głowie zapadła decyzja: "Wydam to. A bo co?
Stoję przy mikrofonie, niech mnie który przegoni." :-) Nie wiedziałam,
że wydanie własnej książki to taki ekscytujący proces. Do tego momentu jednak
chodziło tylko o jedno: wydalić niestrawne. Wymieniłaś prawie wszystkie stany,
które towarzyszyły pisaniu trzonu tej książki. To dlatego zapewne tak trudno
przypisać ją wprost do jednego gatunku - poradnik, wspomnienia, romansidło z
trupem w szafie, a dla niektórych to w ogóle science fiction. Mix gatunków i
mix uczuć. Jak to w postpsychofagozie.
Ta książka
"pisała się" w miarę mojej detoksykacji i wzrostu świadomości.
Przechodziłam wszystkie etapy charakterystyczne dla dziewczyn, które są po
takich samych przejściach, jak moje. Tak naprawdę są to wszystkie stany
towarzyszące żałobie, tyle że żałobie po iluzjach i po naszej ufności. Z
wymienionych przez Ciebie nie napędzał mnie jedynie pokutniczy żal i wstyd, bo
to nie ja powinnam się wstydzić. Prędzej już upokorzenie i oczywiście złość
do siebie, że nie potrafiłam stanowczo i konsekwentnie reagować na przejawy
zwyrodnialstwa w odpowiednim momencie. Nie miałam też wrażenia, że w sposób
szczególny z czymś się obnażam. Kiedy zaczynałam pisać książkę nie miałam w
planach jej wydania więc nie miałam też pokusy lakierowania rzeczywistości.
Kiedy się na wydanie zdecydowałam, to miałam już świadomość, że wszystko, o
czym opowiadam, jest udziałem sporej grupy kobiet, które nie znajdują pomocy
właśnie przez ów fałszywy wstyd. Takie kobiety w stanie ostrym najlepiej
czują się w gronie tych, które przećwiczyły te same emocje i umieją o tym mówić
szczerze do bólu.
Przy pisaniu
książki, nie tyle dobrze się bawiłam, ile zwyczajnie zdrowiałam, porządkowałam
swój mózg. Czułam, że ten szlam schodzi ze mnie z każdą napisaną literą.
Dziewczyny po przejściach z psychofagami "lubią" się zamknąć w sobie.
Ja dostałam autentycznej fobii społecznej na całe miesiące więc miałam sporo
czasu na pisanie. :-) Żeby jednak nie zwariować musiałam zacząć się z tego
śmiać. Śmiech jest tym wentylem, przez który schodzi nadmiar ciśnienia, które
potrafi zabić.
Widzisz? Skoro
ty się śmiałaś, to dziewczyny w stanie ostrym przynajmniej się uśmiechną a to
już ogromny sukces! Dlatego w książce odrzuciłam styl stricte cierpiętniczy. On
nawet do mnie nie pasuje. Nawet w realu nie umiem się długo utrzymać w
patetycznej i wyfrakowanej konwencji a co dopiero we własnych wspomnieniach.
Zauważyłam też,
że dziewczyny, które trafiały na mój blog oraz te piszące książki o swoim
związku z psychofagiem charakteryzują się ogromnym poczuciem humoru. Czasem
nawet myślę, że właśnie takie - witalne, pogodne, instynktownie zaprogramowane
na przeżycie jednostki mają szansę skutecznie wyrwać się z krzywdzącej relacji.
Ale może to zbyt daleko idący wniosek. Zbyt mało ofiar jeszcze znam, żeby
popełniać takie konkluzje. Ty, jako terapeutka, zapewne miałabyś więcej na ten
temat do powiedzenia.
Małgorzata Osipczuk:
Jako,
że poznajemy swoje możliwości w konfrontacji z kryzysem, swoją siłę dzięki
pokonaniu przeciwności to możemy wytłumaczyć Twoją obserwację jako wydobycie
uśpionych, zapomnianych lub wcześniej nieznanych ZASOBÓW, które w pełni ujrzały
światło dzienne po wygranej walce o siebie. Z pewnością są cechy osobnicze,
które będą ułatwiać wychodzenie z toksycznego związku, ale zakładam, że każda
ofiara przemocy ma w sobie zestaw wystarczających zasobów do podjęcia walki o
siebie, zresztą każda tę walkę wielokrotnie podejmuje. Dobrze, jeśli zbiegnie
się to z zasobami zewnętrznymi, np. w postaci przyjaciół, rodziny, grupy
wsparcia, niezależności finansowej, dostępnej wiedzy lub fachowej pomocy instytucjonalnej,
specjalistycznej.
Maju, wypisałaś się już z wszystkiego w temacie
Uciekania Do Przodu od destrukcji?
Maja
Friedrich: Sama chciałabym znać
odpowiedź na to pytanie. Czasem wydaje mi się, że temat już przerobiłam,
przemieliłam i biegnę już drugie okrążenie. Im więcej jednak poznaję
dziewczyn-uciekinierek, tym lepsze określenia dla pewnych mechanizmów i zjawisk
znajduję. A ponieważ nadal jeszcze pamiętam własne reakcje, emocje związane z
życiem w toksynie i wyzwalaniem się z niej, to ciągle wydaje mi się, że mogę
powiedzieć tym dziewczynom coś ważnego. Może właśnie to coś będzie kroplą,
która przeleje ich bezdenny dzban wybaczania partnerowi kosztem siebie.
Małgorzata Osipczuk: Będzie
faux pas kupić koleżance Twoją książkę na prezent?
Maja
Friedrich: Jeśli ma problem, a go
sobie nie uświadamia, zaprzecza, wypiera, to będą wyrzucone pieniądze. Jeśli
natomiast zaczyna jej coś dzwonić i zaczynają się zapalać czerwone lampki, to
najpierw proponuję dać jej link do bloga i obserwować. Jeśli za kilka dni
zadzwoni i zachrypniętym głosem powie "Jak mogłam być taka głupia?" -
proszę o telefon. Przyślę książkę na sygnale.
***
Maja Friedrich - autorka książki "Moje dwie głowy",
twórczyni bloga http://mojedwieglowy.blogspot.com/,
filolog, tłumacz przysięgły, menedżer, matka synowi, przyjaciółka, społeczniczka,
pasjonatka literatury, naładowany energią gejzer, właścicielka psa rasy
"jamblador z domieszką czegoś jeszcze". Znawczyni zjawiska
psychofagii i współuzależnienia, po przyspieszonym kursie życia, intensywnej
biblioterapii, psychoterapii indywidualnej i grupie wsparcia online. Jak nikt
potrafi wyjaśnić obrazowo, co to jest przemoc emocjonalna. Posiadaczka poczucia
humoru i odwagi w dużej dawce. Szybko zaproponowała przejście na Ty - z Mają
inaczej się nie da :-)
Małgorzata Osipczuk - psycholog, psychoterapeutka systemowa, pracuje
tradycyjnie i online, szczególnie w obszarach terapii par i terapii
indywidualnej po kryzysach i traumach, wspiera w budowaniu w sobie
"Sprawcy Swojego Życia", czasem szkoli. Redaktor Portalu Pomocy
Psychologicznej www.psychotekst.pl,
prezeska Stowarzyszenia "INTRO". Popełniła artykuły, e-booki,
książkę, znaczy lubi pisać i czytać, i rozmawiać. Udomowiła siebie wraz z
córką, mężem i dwiema wyżło-psinami "o trudnej przeszłości".
***
SŁOWNICZEK PODRĘCZNY:
Psychofag – (psyche – dusza, fag – pasożyt), emocjonalny pasożyt, pożeracz duszy;
Zbiorcze określenie dla wszystkich typów zaburzeń
osobowości, które w efekcie swoich działań doprowadzają partnerów (ale też dzieci albo
współpracowników) do rozstroju nerwowego, problemów psychicznych, degradacji
społecznej. Umownie można do tej sztucznie stworzonej kategorii zaliczyć
następujące zaburzenia osobowości: psychopata, socjopata, narcyz, mizogin, borderline,
seksoholik, czyli wszystkie te typy zaburzeń osobowości, z którymi długotrwałe
obcowanie (bez względu na charakterystykę objawów i zachowań każdego z nich z
osobna), wywołuje negatywne skutki psychofizyczne u osób pozostających z nimi w
dowolnej relacji, a przeważnie przez psychofaga wykorzystywanych emocjonalnie,
finansowo bądź społecznie.
Przemoc – każda
forma intencjonalnego działania mająca na celu skrzywdzenie (psychiczne bądź
fizyczne) i podporządkowanie innej osoby.
Przemoc
Emocjonalna – celowe stosowanie (przeważnie długotrwałe) takich
werbalnych i niewerbalnych technik wpływania na drugą osobę, żeby wywołać u
niej reakcje i wymusić zachowania sprzeczne z jej wolą, ale w jakiś sposób
„przydatne” sprawcy.
Gaslighting
(czasem określany jako „gasnący płomień”) – sposób, w jaki przemocowiec wykorzystuje
kłamstwo i manipulację, aby ich partner zaczął kwestionować otaczającą go
rzeczywistość i wątpić w stan swojego umysłu. Celem stosowania gaslightingu
jest wywołanie u ofiary wątpliwości co do poprawności jej percepcji i
oceny rzeczywistości – by uległa wpływowi stosującemu tę technikę i stawała się
coraz słabsza psychicznie. Osoba „gasnąca” z czasem bardziej ufa gaslighterowi
niż własnym zmysłom. W arsenale jest na przykład doprowadzenie ofiary do
choroby psychicznej, a potem opiekowanie się nią. Powoduje to, że ofiara rzuca
się w ramiona oprawcy, traktując go jako wybawcę i opokę. Gaslighting jest
jedną z najbardziej podstępnych form nadużyć emocjonalnych i psychicznych i
wykorzystywany jest między innymi przez sekty. Odnalezienie czułego miejsca,
najsłabszego psychicznego ogniwa ofiary, a potem systematyczne oddziaływanie na
ten punkt aż do jej złamania.
Współuzależnienie – trwanie
ofiary przemocy w krzywdzącym związku mimo oczywistych realnych przesłanek jego
szkodliwości; stawianie potrzeb zaburzonego partnera przed potrzebami własnymi
(a nawet potrzebami dzieci), mimo wyniszczenia emocjonalnego i fizycznego;
zjawisko współuzależnienia bazuje na przekonaniu ofiary, że posiada
ozdrowieńczy wpływ na przemocowca ponieważ ich związek jest wyjątkowy i jedynie
ona posiada moc wpływania na partnera oraz łagodzenia jego patologicznych,
toksycznych zachowań.
Kobiety,
Które Kochają Za Bardzo (KKZB) – kobiety, które pomyliły
miłość z uzależnieniem i gotowe są dla źródła swojego uzależnienia –
toksycznego partnera – znosić dowolnej maści upokorzenia, poniżenia, kłamstwa i
inne patologiczne zachowania w związku, oby tylko pozostać w raniącej ją
relacji i oby odsunąć widmo odrzucenia, samotności bądź braku poczucia
„przynależności” do… kogokolwiek.
„Miodowy
miesiąc” – krótki okres w cyklu toksycznego związku, który
ma na celu „zagłaskanie” i uspokojenie ofiary przemocy przed nastąpieniem
kolejnego, jeszcze brutalniejszego etapu przemocy (fizycznej i psychicznej)
Wiktymizacja – rozłożony
w czasie proces stawania się ofiarą; przebiega niemal niezauważalnie dla samej
ofiary; przemocowiec stosuje szereg technik, które stopniowo „znieczulają”
ofiarę na pogłębiającą się degradację jej osobowości, psychiki, fizyczności (patrz
eksperyment z „ugotowaną żabą”).
Wtórna
wiktymizacja – społeczna reakcja skutkująca pogłębieniem
krzywdy ofiary przemocy (ze strony otoczenia: oburzenie, potępienie,
ironizowanie; ze strony organów prawa/władz: zaniechania, bagatelizowanie aktu
przemocy, niekompetencja pracowników odpowiednich służb).
„Gen
wasala” – zespół cech, które powodują, że jest się osobą nieasertywną,
nieodporną na manipulacje, podatną na wchodzenie w krzywdzące relacje; w skład
„pakietu” wchodzi: niskie poczucie własnej wartości, nieumiejętność mówienia
„nie”, nieustające poczucie winy wobec innych, przesterowane poczucie
odpowiedzialności, nadmierna ufność.
Postpsychofagoza – zespół
dolegliwości psycho-somatycznych skupiających objawy PTSD (zespół stresu pourazowego) oraz żałoby, które odczuwamy po wyjściu z toksycznego związku.
NLP – metoda
perswazji z pogranicza manipulacji polegająca na celowym posługiwaniu się
technikami komunikacji, które częstokroć mają na celu nakłonienie drugiej
strony do działań, z których korzyści osiągać będzie jedynie strona stosująca
technikę NLP, a interlokutor poniesie straty; odmianą tej techniki jest NLS – sztuka manipulacyjnego i
instrumentalnego uwodzenia.
Projekt
badawczy Quantum Future Group – mało w Polsce znany, choć
założony przez polskiego profesora fizyki Arkadiusza Jadczyka, program o bardzo
szczytnych ideach, mający m.in. na celu promowania badań naukowych we
wszystkich dziedzinach nauki i społeczno-kulturowych, które pogłębią
zrozumienie naszego świata i naszego miejsca w nim bez względu na narodowość
lub pochodzenie etniczne. W ramach tej misji Program zajmuje się również
upowszechnianiem wiedzy na temat szkodliwych społecznie zjawisk, m.in. takich jak psychopatia.
Fishead –
film-projekt społeczny, którego autorami są Misha Votruba oraz Vaclav Dejcmar,
a mający na celu uświadamianie społecznej szkodliwości psychopatii; film został
nakręcony z udziałem takich sław psychiatrii, jak Robert Hare, Paul Babiak,
Philip Zimbardo oraz innych „wielkich” ze świata polityki i nauki. (http://www.fisheadmovie.com)
JAKA GŁOWA, TAKA MOWA
A TO NIE JEST DLA BAB TYLKO?
MILENA:
TAJEMNICA SUKCESU
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
***
Na stronie Wrocławskiej Kampanii Przeciwdziałania Przemocy ukazała się recenzja „Głów”.
Dwoje specjalistów dzieli się swoimi wrażeniami o książce.
Zamieszczam bez zbędnej skromności, bo (co tu kryć) się wzruszyłam.
Miło było przeczytać, że napisałam to, co napisać chciałam.
Autorzy recenzji: Mateusz Kolaszkiewicz, Milena Kwasek
PIERWSZE (I OSTATNIE) WRAŻENIE
MATEUSZ:
Nie jestem w stanie tego ukryć. Książka jest niesamowita. Czyta się ją błyskawicznie (chociaż warto byłoby się powstrzymać i porcjować należycie). Dla mnie jej mocą jest przede wszystkim UNAOCZNIENIE. Nie mamy tutaj do czynienia z suchym, teoretycznym wywodem na temat mechanizmów wchodzenia i trwania w relacji opartej na przemocy psychicznej - książka ta oferuje zdecydowanie więcej. Ani przez moment, czytając, nie miałem tego "intelektualnego odruchu wymiotnego", który zdarza się przy czytaniu literatury fachowej. Nie musiałem zatrzymywać się na jednej myśli, aby do mnie w pełni dotarła, zanim przeskoczę w drugą. Po prostu chłonąłem. "Moje dwie głowy" są żywym strumieniem świadomości ofiary walczącej (i przecież wygranej), świadectwem i poradnikiem w jednym. Autorka podaje wiele konkretnych informacji, błyszczy trafnymi metaforami i przede wszystkim opowiada osobistą historię.
MILENA:
Bardzo spodobała mi się odpowiedź na pytanie: "Dlaczego Maja postanowiła napisać książkę"? Z prostego powodu: wiedza na temat szkodliwości jednostek socjopatycznych powinna być nagłaśniania. Warto podkreślać, że takie osoby są zagrożeniem nie tylko dla swoich partnerów, ale także dla całego otaczającego je środowiska. Ktoś musi o tym mówić, a najlepiej, gdy głos zabiera osoba, która może dzielić się własnym doświadczeniem, osoba, która jak wspomina Maja, żyła z socjopatą* 24/7, przez długi okres czasu.
Dla osób posiadających niewielką wiedzę o przemocy emocjonalnej książka będzie wielką niespodzianką. Czasem z wrażenia można wybałuszać oczy i otwierać usta, czasem nie można pojąć opisywanych sytuacji i przykładów zachowań psychofaga*. Nie da się jednak obok tych treści przejść obojętnie, nie da się o tym nie myśleć.
Książka jest bardzo osobistą opowieścią autorki o tym, co było dla niej bardzo trudne. Czuć to na każdej stronie, z której bije szczerość. To sprawia, że czytelnik czuje się jak partner w rozmowie, w której poza tym, co ciężkie, pada też odniesienie do fachowej literatury czy motywów psychofażych* w sztuce. Im więcej wiedzy, tym lepiej.
MATEUSZ:
Z drugiej strony, momentami odnosiłem wrażenie chaosu, a na końcu doświadczyłem uczucia ogłuszenia, jak gdyby mnie ktoś porządnie uderzył w głowę (ciekawe w którą?). Na ile jest to wada książki? Na ile zaleta? Carl Gustav Jung* porównuje proces terapeutyczno-analityczny do procesu przemian w średniowiecznej alchemii*. Pierwszym etapem jest tak zwane nigredo - chaos i nieuporządkowanie. To właśnie czułem czytając ostatnie zdanie "Moich dwóch głów". To ciekawe, bo świadectwo (i stan wewnętrzny) autorki kończy podrozdział "Samoorganizujący się chaos", czyli "to, co się dzieje po wyjściu z pasożytniczego związku". Można w nim natrafić na myśl, która szczególnie utkwiła mi w głowie: "Po co wymyślono jogging? Do uzmysłowienia sobie, że wszystkie procesy w życiu są możliwe do wyćwiczenia właśnie w ten sposób - wysiłkiem, a nagrodą są kolejne pułapy wytrzymałościowe". Ostatecznym uwieńczeniem książki jest mini-poradnik: "Punkt pierwszej pomocy po przemocy", tak jakby Maja Friedrich (pseudonim autorki) wyczuła, co z czytelnikiem mogło się przed chwilą stać.
JAKA GŁOWA, TAKA MOWA
MILENA:
Dwie głowy, to tak jak dwa kapelusze de Bono*, które każą człowiekowi zupełnie inaczej myśleć. Jedna, to ta racjonalna, kierująca się zasadami, druga - emocjonalna, odpowiedzialna za uczucia. Maja stara się tłumaczyć jak dochodzi do tego, że osoba przestaje się bronić, że głowa emocjonalna okazuje się tą dominującą.
MATEUSZ:
Też tak to odbieram i nie wiem, czy można było wpaść na lepszą metaforę w odniesieniu do tego tematu. Myślę, że autorka rozumie swoje doświadczenie właśnie jako dialog dwóch głów - emocjonalnej oraz racjonalnej . Czytelnik od razu wchodzi w tę grę - raz dając się porwać obrazom i wywołanym przez nie uczuciom, by zaraz włączyć w sobie rozumienie i analizę. I tak w kółko. To w pewien sposób uświadamia, jak można się poczuć w związku z psychofagiem (toksycznym partnerem) - tak trochę "w kółko". Z tym wyjątkiem, że autorka nie obiecuje nam najpierw dozgonnej miłości, a potem nas zdradza i okłamuje. Wręcz przeciwnie: od początku ostrzega, że nie będzie łatwo, by zaraz zapewnić, że naprawdę warto się nie poddawać i "uciekać do przodu". Za to sama treść książki cyklicznie ukazuje "wzloty i upadki" - obietnice i oszustwa, wyznania i manipulacje psychofaga, przez co bardzo szybko nasze głowy utożsamiają się z głowami Mai Friedrich. Ironią jest, że człowiekowi naturalnie chce się żyć w jakimś rytmie, czyli "w kółko". I być może dlatego tak trudno jest wyjść ze związku z psychofagiem - emocjonalnym pasożytem. Czym ja się żywiłem czytając tę książkę? Jedna moja głowa chyba czystym świadectwem, a druga wnioskami i radami z niego płynącymi. Co zrobiła dodatkowo autorka? Bardzo często oba rodzaje pożywek mieszała w jedną. Jak to odbieram? Jako zespalanie się głów w jedno, jako dialog z samym sobą i integrację psychiczną.
A TO NIE JEST DLA BAB TYLKO?
MATEUSZ:
Książka ta ma swoje ramy, które od początku autorka zakreśla i się ich trzyma: opowiada o związku z psychofagiem mężczyzną, bo to jest coś, co zna najlepiej. Opowiada o tym, jak to działa i jak można z tego uciec. Dlatego najbardziej z niej skorzystają kobiety, które czują, że w ich związku coś jest nie tak. Mai nie interesują motywy psychofagów - bo to prowadziłoby tylko do zagmatwania jasności przekazu. Autorka nie ma ochoty zastanawiać się, co powoduje mężczyzną, który ją (i nie tylko ją) emocjonalnie wykańczał przez lata. Książka ta nie ma na celu ratowania i uświadamiania psychofagów (a to zresztą dość jałowa praca), tylko ich ofiar. Książka ta ma pokazać, że można sobie z psychofagiem poradzić. Poza tym, w dyskusji na temat książki, ktoś mógłby chcieć poruszyć problem kto tu tak na prawdę jest winny, a kogo można usprawiedliwić (co zapowiada niekończące się debaty, w których zazwyczaj brakuje tej "racjonalnej" głowy). Ja sam, jako mężczyzna, nie potrzebuję takiej dyskusji, a na pewno nie w tej książce. To, co jest w niej zawarte mi wystarcza w zupełności, choćby wskazanie cech, które czynią ludzi szczególnie podatnymi na wpływ psychofagów (np. poczucie winy i obowiązku).
Z drugiej strony, mam niedosyt informacji na temat kobiecych psychofagów, ale jak wspomniałem wcześniej - nie taka była umowa, by o tym tutaj i teraz pisać. Zresztą, sama autorka w wywiadzie z Małgorzatą Osipczuk wspomina, że psychofag nie ma płci i każdy mężczyzna znajdzie zapewne w "Moich dwóch głowach" coś dla siebie. Myślę, że temat mężczyzn-ofiar i kobiet-oprawców i tak wypłynie, a to, co ja mogłem wynieść z tej książki dla siebie, to opis uniwersalnych mechanizmów uzależniania od siebie drugiej osoby i cech, które mogą czynić mnie podatnym na manipulacje i przemoc psychiczną. Myślę, że nie-psychofag też zagrywa czasem "nie fair" i w stylu psychopatycznym - warto sobie z tego czasem zdać sprawę, by nie ranić innych. Jednocześnie, jest to świetny poradnik, jak wyjść z kryzysu po zakończeniu związku, po prostu (a takowe zdarzają się każdemu z nas). Wspomniany już "Punkt pierwszej pomocy po przemocy" zawiera jak dla mnie uniwersalne rady, np.:
"Wyrzuć wszystko, co ma z nim związek. Bez przytulania i wąchania jego ulubionego swetra, bez przyglądania się zdjęciom i analizowania "Jak to byliście wtedy szczęśliwi", spal symbolicznie jego zdjęcie paszportowe. Taka wschodnioeuropejska odmiana voodoo jeszcze nikomu nie zaszkodziła."
Poza tym mam wrażenie, że cała historia Mai (włącznie z bardzo ważnym aspektem podjęcia terapii) to świetny przykład dla wszystkich, którym ciężko stanąć na nogi po rozstaniu się z partnerem.
MILENA:
Zdecydowanie nie jest to książka tylko dla bab, choć śmiem twierdzić, że babie będzie łatwiej ją zrozumieć. Nie zmienia to jednak faktu, że czytając książkę, miałam wrażenie, że jest to lektura idealna dla każdego. Będzie doskonałym wsparciem dla szukających pomocy (czy choćby zrozumienia sytuacji i siebie) kobiet doświadczających przemocy, dla psychiatrów i psychologów chcących się dokształcać i szukających wiedzy "u źródła" czy studentów psychologii, dla których taka lektura, jako dodatek do teoretycznej wiedzy, byłaby czymś rewelacyjnym. Dla każdego, gdyż każdy ma w swoim życiu szansę natknąć się na psychofaga. Na doświadczeniu Mai możemy uczyć się wszyscy.
MATEUSZ:
To może jeszcze jedno pytanie, które mogłoby zawisnąć w powietrzu podczas dyskusji na temat tej książki: czy autorka demonizuje mężczyzn? Nawet, jeśli byłoby to prawdą - po tym, co przeżyła, ma do tego prawo.
MILENA:
Nie, nie jest to prawdą. Jeśli już mówimy tu o demonizowaniu, to nie mężczyzn w ogóle, ale tego jednego. Psychofaga.
TAJEMNICA SUKCESU
MATEUSZ:
Co sprawia, że "Moje dwie głowy" czyta się tak dobrze? Ukazanie procesu przemiany autorki? Metafory i trafne porównania do zjawisk kulturowych? Mocne podstawy teoretyczne? Na pewno tak, ale ja stawiam na coś innego - poczucie humoru. Dystans i samoświadomość, umiejętność spojrzenia na wszystko z perspektywy "do góry nogami", z perspektywy "przeżyłam to i wiem, co z tego mam, a czego nie mam". To nie jest msza żałobna, tylko głęboka lekcja życiowa w pobliskim barze z przyjaciółmi lub na "domówce". Gorąco polecam.
MILENA:
W moim odczuciu wartość książki i jej łatwość w odbiorze kryje się przede wszystkim w języku. Czasem mam wrażenie, że we wszystkim co mówimy do ludzi, chodzi przede wszystkim o język i emocje. Inaczej brakuje błysku i to nie zadziała. Maja to opanowała do perfekcji. Zdania są mocne, działające na wyobraźnię. Czasem mam wrażenie, że mądrze "bawi się" słowem sprawiając, że coś, co ciężko sobie wyobrazić, pojawia się przed naszymi oczami. Odbiór z pewnością ułatwia także powtarzanie i podsumowywanie treści. Choćbyśmy bardzo nie chcieli, to jej słowa i tak do nas docierają. Całość wzbogacona jest przykładami, a nawet więcej: sama autorka jest przykładem. Przykładem, tego, że tak się dzieje i tego, że można sobie z tym poradzić.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
*Carl Gustaw Jung - Carl Gustav Jung (ur. 26 lipca 1875 w Kesswil w Szwajcarii, zm. 6 czerwca 1961 w Zurychu) - szwajcarski psychiatra i psycholog. Był twórcą psychologii głębi, na bazie której stworzył własną koncepcję nazywaną psychologią analityczną (stanowiącą częściową krytykę psychoanalizy). Wprowadził pojęcia nieświadomości zbiorowej, synchroniczności oraz archetypu, które odegrały także wielką rolę w naukach o kulturze.
*socjopata - Socjopatia (inaczej osobowość antyspołeczna) - zaburzenie osobowości, przejawiające się nierespektowaniem podstawowych norm etycznych oraz wzorców zachowań w społeczeństwie, uwidaczniające się w wyraźnym braku przystosowania do życia w społeczeństwie. Socjopaci mimo normalnego (lub nawet większego) poziomu inteligencji nie potrafią podporządkować się zasadom współżycia społecznego.
*psychofag - (psyche - dusza, fag - pasożyt), emocjonalny pasożyt, pożeracz duszy; Zbiorcze określenie dla wszystkich typów zaburzeń osobowości, które w efekcie swoich działań doprowadzają partnerów (dzieci, współpracowników) do rozstroju nerwowego, problemów psychicznych, degradacji społecznej. Umownie można do tej sztucznie stworzonej kategorii zaliczyć następujące zaburzenia osobowości: psychopata, socjopata, narcyz, mizogin, borderline, seksoholik, czyli wszystkie te typy zaburzeń osobowości, z którymi długotrwałe obcowanie (bez względu na charakterystykę objawów i zachowań każdego z nich z osobna), wywołuje negatywne skutki psychofizyczne u osób pozostających z nimi w dowolnej relacji, a przeważnie przez psychofaga wykorzystywanych emocjonalnie, finansowo bądź społecznie.
*psychofaży - przymiotnik utworzony na określenie psychofaga
*kapelusze de Bono, Metoda Sześciu Kapeluszy - metoda została stworzona przez Edwarda De Bono. Idea sześciu kapeluszy pozwala na twórcze podejście do rozwiązywania problemów, wskazuje sześć różnych stron, z jakich można dany problem postrzegać. Czerwony kapelusz odpowiada za myślenie emocjonalne, przeczucia, wrażenia, intuicje. Biały to obiektywizm, trzymanie się faktów i liczb. Czarny - myślenie pesymistyczne, negatywne, ostrzegające przed zagrożeniami. Żółty - postawa pozytywna, optymistyczna, radosna. Zielony - myślenie pomysłowe, urodzajne, pełne nowych możliwości. Niebieski - to beztroski, chłonny obserwator sytuacji mający na celu kontrolę toku myślenia oraz pilnowanie dyscypliny.
Cóż mi pozostaje napisać... REWELACJA. Jeszcze raz gratuluję Tobie i sobie - takiej przyjaciółki jak Ty. :)
OdpowiedzUsuńTo sobie wspólnie pogratulujmy, bo takich dwóch, jak nas trzy to nie ma ani jednej.
OdpowiedzUsuńDobrze wiesz, że bez Twojego i Walkirii wsparcia emocjonalnego nadal biegłabym wokół własnego ogona a nie wokół książki.
Z przyjemnością przeczytałam ten wywiad Maju, gratuluję, niech wiedza się rozprzestrzenia.
OdpowiedzUsuńGratuluje Maju :)
OdpowiedzUsuńSuper. Świetny wywiad.
OdpowiedzUsuńCo do metki psychologa i STUDYJÓW :) -jest to krzywdzące NIESTETY ,ale nie należy się tym przejmować LICZY SIĘ EFEKT KOŃCOWY. Na studia psychologiczne nigdy nie jest za późno. A książka może być Hitem i przełomem. Mam nadzieję, że Niebieska Linia będzie ją często polecała ofiarom przemocy. Warto.
Bardzo fajny wywiad:) Trzeźwy, konkretny i dający do myślenia. W ramach rozprzestrzeniania wiedzy prześlę paru zaniepokojonym babkom. Jeszcze raz gratulacje. I nie mogę się oprzeć, no muszę - okładka przegenialna, chociaż już Ci to pisałam. Jak się patrzy na tą przygnębioną, rozpadającą twarz, to aż się niedobrze robi i jedyne co w głowie zostaje to: "ja tak nie chcę!".
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka powiedziała, że ta smutna głowa przypomina twarz płodu.
OdpowiedzUsuńW zasadzie - narodzenie czy przebudzenie - na jedno wychodzi.
Jeszcze raz gratulację ! To ogromny sukces i nie mogę się doczekać kiedy przeczytam książkę, a okładka ciągle siedzi w mojej głowie. Naprawdę udana.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, nawet porównałam z popularnymi zdjęciami. Narodziny to też dobre podejście. W tym temacie boję się tylko, że w pewnym momencie będę tak pewna siebie, że zacznę sobie wmawiać, że już mnie to nie dotyczy, jestem ponad. I wtedy nastąpi katastrofa. Cieszę się, że poruszyłaś i to w wywiadzie.
OdpowiedzUsuńEeeeee, no co Ty. W pewnym momencie nie ma już odwrotu. Nie lękaj się :)
OdpowiedzUsuńLiczę na to:] Ale to jeszcze trochę potrwa, na razie muszę się ciągle zmuszać do szeroko pojętej opieki nad sobą i samoświadomości, jeszcze samo nie leci.
OdpowiedzUsuńA w temacie - planujesz może założyć dyskusję nad książką, jak już się pojawi? Bo tak sobie myślę, że jak wszystkie kupimy, to non stop będziemy się do niej odwoływać:D
Maju, wiedziałam, że jesteś mądra, ale teraz to mi dopiero kopara opadła!
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że ogromne Cie lubię, ale że aż tak, to widzę dopiero teraz.
W cholerę z psychofagami, najważniejsze, że Cię poznałam.
Zyskałaś przyjaźnie, takie naj,naj a ja się dzięki tej waszej przyjaźni odnalazłam w życiu.
Boski wywiad Maju!
Dziękować, dziękować. W imieniu własnym i prowadzącej - Małgorzaty Osipczuk. Musiałam dociągnąć poziomem do jej niebanalnych i świetnie osadzonych w problemie pytań.
OdpowiedzUsuńDzięki blogowi "Moje dwie głowy" moja mądra racjonalna głowa wcześniej dostrzegła czerwone lampki i zdobyła się na wysiłek dostrzeżenia całkiem jasnego światła w tunelu. I mimo słów osła (nie, nie tego cudownego, przyjaznego ze Shreka) poszła w stronę światła. Raziło jak cholera! Łatwowierność, problemy chorej głowy były w świetle tego reflektora widoczne tak bardzo, że nijak się nie dało ich ukryć. Wyłam przy tym świetle głośno, lizałam wciąż odnawiające się rany, dzięki temu zyskałam siłę, by się nie załamać. Zyskałam siłę, by przestać mówić "mnie to nie dotyczy", by poprosić o pomoc psychoterapeutkę, niewielką pozostałą garstkę bliskich, którzy sądzili, że Nika "zawsze da radę"... Doszłam do swojego "odlewu ofiary", wiem nad czym mam pracować nadal. Mam lepsze i gorsze chwile, ale... Odstawiłam psychofaga od źródła pożywienia. Powoli naprawiam dziury pozostałe po nim, ale i po moich wcześniejszych relacjach. Oddzielam moją przestrzeń od reakcji na "zasady życiowe" moich rodziców, na mój bunt przeciwko nim. Uczę się akceptować siebie, poznawać swój potencjał i swoje słabe strony. ZAPEWNIAM MOŻNA i WARTO!!! Choć nie jest to łatwe... Dziękuję Maju!Dziękuję za odwagę wszystkim dziewczynom, które szczerością swoich historii, pomogły by DNO innych kobiet było nieco, a może dużo wyżej, niż mogłoby być.
OdpowiedzUsuńMaju kochana! Swietny wywiad i gdybym nie znala twojego bloga to pomyslalabym, ze jeszcze jedna madra sie wypowiada z katedry...
OdpowiedzUsuńAle jak sie przeczyta twoj blog lub chocby jego fragmenty widac ze pisany jest przez kogos kto to wszystko przezyl na sobie.
Piszesz z empatia, z humorem czesto z autoironia,klarownie;
Czekam na dzien w ktorym napiszesz, ze jestes szczesliwie zakochana...T
Bardzo ciekawy wywiad. Ja sama jestem osoba, ktora wyszla z toksycznej relacji, wiele ze spostrzezen podzielam, wiele z nich jest zgodne z moimi refleksjami.
OdpowiedzUsuńUwaga techniczna: w slowniczku w opisie projektu badawczego Quantum Future Group w ostatnim zdaniu proponuje dodac slowa "wiedzy na temat", tak, zeby zdanie brzmialo:
"W ramach tej misji Program zajmuje się również upowszechnianiem WIEDZY NA TEMAT szkodliwych społecznie zjawisk, m.in. takich jak psychopatia.", bo przeciez projekt nie zajmuje sie upowszechnianiem psychopatii, tylko wiedzy na jej temat.
Dziekuje za wywiad!
Natalio, dziękuję bardzo za uważność :)
OdpowiedzUsuńOczywiście zmieniłam. Teraz to brzmi jak należy. Pozdrawiam serdecznie.